synkowo

synkowo

środa, 27 lutego 2013

O planach i zmianach.

Synowy nagły skok rozwojowy przerodził się w prawdziwą błyskawicę, mamy w domu rozgadanego (prawie) dwulatka, który potrafi przedstawić się imieniem i nazwiskiem, jak również powiedzieć, że na trawniku leżała KUPA :) Lubi czytać, rysować, śpiewać i codziennie rozbawia nas do łez, śmiem twierdzić, że to jeden z lepszych momentów, jakie z Nim przeżywamy. Idąc za ciosem, zdecydowaliśmy się zapisać Syna od września do przedszkola. Wierzę, że przyniesie to Jemu wiele korzyści. Choć ma w domu wspaniałą opiekę Babć, przedszkole zapewni Jemu jeszcze coś więcej: kontakt z dziećmi, naukę, zabawę, ale i szkołę samodzielności. Jako że Syno jest już bardzo świadomym szkrabem, postanowiliśmy w tym roku zorganizować sobie wspólne wakacje. Jesteśmy zwolennikami aktywnego wypoczynku, wybór padł więc na Danię. Popłyniemy we troje na niewielką wyspę Bornholm, która oprócz przepięknych widoków i piaszczystych plaż ma 240 km ścieżek rowerowych. Wynajęliśmy dom i planujemy każdy szczegół naszej wyprawy, na którą czekam z wielkim podekscytowaniem!





niedziela, 24 lutego 2013

Razem.

Pomimo dość sporego zapracowania staram się organizować Synowi czas tak,  by nie siedział tylko w domu. Aura za oknem nie sprzyja, zima wróciła ze zdwojoną siłą, więc o przyjemnych spacerach nie ma mowy. Syn transportowany jest od domu do domu, od jednej Babci do drugiej, ale mimo potwornie małej ilości czasu jaka nam zostaje do wspólnego spędzenia, udało nam się w tym tygodniu zaliczyć wizytę u kumpla, basen i las. Wszystkie trzy wywołały u Syna sporą euforię, z kumplem bawił się przednio, choć początkowo trzymał się maminej spódnicy i zdawać by się mogło, że to nie moje dziecko. Na basenie szalał i chyba miłe wspomnienia wciąż mu towarzyszą, bo dziś o 4 rano wołał Tatuś basien chlap chlap. A z lasu wyjść nie chciał, pomimo czerwonych rąk i polików. Dopiero trzecia próba wpakowania Syna do samochodu okazała się skuteczna, krzykom i płaczom nie było końca. Czekamy na wiosnę, marzymy o wiośnie!










środa, 20 lutego 2013

Przełom.

Tydzień temu nastąpił przełom, Syno zaczął mówić! Nagle! Zaczęło się niewinnie. Mówię do Męża patrząc na ścianę: Patrz, jak dziura. I słyszę jak echo dziura. Mąż mówi do mnie podaj mi laptopa. I słyszę lapopa. Póżniej poszło już jak z płatka, Tymo klepał: trzymaj, siku, pisać..Z dnia na dzień zaczął powtarzać mnóstwo wypowiadanych przez nas słów. Hitem jest jednak pytanie o imiona członków rodziny, rozpływamy się. Pytamy Syna: Jak ma na imię Mama. A On: Kajyna. Jest i Tata Ijuś, Babcie Ela i Dana. Liczenie też całkiem nieźle Jemu wychodzi. Co prawda niektóre liczby przeskakuje, ale nie zdarzyło się, by wdrapał się po schodach na klatce, nie policzywszy schodów. Tsi, ćteji, sieść i osiem wypowiada prawie perfekcyjnie ;) Sygnalizator świetlny, który Syno dostał niegdyś od Dziadków nauczył Go bezbłędnie zasad bezpieczeństwa. Mamy jedne światła w naszym mieście, ale Synu nie omieszka krzyknąć na czerwonym Nieee, a na zielonym Taaak. Gdy byliśmy na ferie w Anglii, miał większe pole do popisu, gdyż w miejscowości, w której zamieszkuje mój brat świateł pod dostatkiem, więc gdy jechaliśmy autem Niee i Taaak słychać było przez całą drogę. Synu, duma nas rozpiera!





sobota, 16 lutego 2013

Wyro.

O Synowym spaniu pisać można by dużo. Jako noworodek kimał sobie wdzięcznie na podłodze przez bite dwa miesiące. Plan był taki, że wynosić będziemy łóżeczko na noc do naszego pokoju, ale na planie się skończyło. Po skręceniu łóżeczka wykręcić ono przez drzwi nie chciało i nasza wizja spełzła na manowce. Ale cóż, od czego ma się pomysły, zamiast łóżeczka wynosiliśmy co wieczór sam materac, który kładliśmy po mej stronie łóżka i Synu mógł spokojnie dopajać się w nocy bez zbędnego matki spacerowania po mieszkaniu. Gdy Tymek podrósł i zaczął się lekko przemieszczać, dumnie spoczął we własnym pokoju, dwa razy przynosiłam Go, by się ssak przyssał do piersi i odnosiłam, gdzie pięknie sam spał. W przeciągu dwóch lat nachodziłam się do Synowego pokoju, nie powiem, nie zdecydowalibyśmy się jednak spać z dzieckiem. Oboje od początku postanowiliśmy, że nasze łóżko pozostanie NASZYM łóżkiem, a nasze wieczory, gdy Syn zasypia, NASZYMI wieczorami. Bez ściszania głosu, telewizora, radia, chodzenia na palcach, bez duszenia się w kącie łóżka, by się wyspał, bez denerwowania się, że się kręci. Na palcach obu rąk policzyć mogę noce, gdy Tymek spał z nami, raz przy jelitówce, gdy z miską w gotowości czuwaliśmy i kilka razy przy wychodzeniu zębów. Pozostałe noce spędził we własnym łóżeczku, zawsze wyjmowany nad ranem, by mógł przyjść do nas się powygłupiać i poprzytulać. Nam to pasuje, Jemu to pasuje i o to właśnie chodzi. 
Na spanie Synowe narzekać nie mogę, choć do dziś dnia w nocy budzi Go głód i o mleko się dopomina. Zdarzają się noce, które prześpi całe, choć są one wciąż rzadkością. Czasem budzi się kilkakrotnie, tak jak ostatnio, gdy męczyły Go trzonowce, nawołuje "Mamusia oć" i muszę po prostu przyjść i posiedzieć przy łóżeczku. Mając na uwadze Synowe dorastanie, zaczęłam poważnie rozglądać się nad łóżkiem dla niego. Wkrótce Syno stanie się posiadaczem nowego pokoju, już bez Maminej szafy z ciuchami i suszarki na pranie, ale takiego własnego, z prawdziwego zdarzenia. Myślę nad wystrojem, kolorem ścian, no i siłą rzeczy także i nad wyrem. Gdy się przeprowadzimy, Tymek będzie miał 2,5 roku, więc będzie to świetny moment by łóżeczko zamienić na łóżko. Chciałabym, by mimo wszystko było to łóżko dziecięce, nie kanapa.  Poszukiwania stanęły na łóżkach firmy LUPUF, których propozycje wzorów przypadły do mojego gustu. 







poniedziałek, 11 lutego 2013

Miesiąc.


Miesiąc pozostał nam do ukończenia przez Syna dwóch lat! Nie dowierzam. Chłopczyk z Niego na sto procent: duży, świadomy, wesoły chłopiec! Wspomnienia z Tymkowego niemowlęctwa zdają się być co raz bardziej odległe. Żyjemy dniem dzisiejszym, nowymi wypowiadanymi słowami, nowymi umiejętnościami. Staramy się łapać chwile, jakże niepowtarzalne, ale jednak ulotne. Posiadanie dziecka wypełnia nasz świat. Doczekać się nie mogę, gdy będziemy razem chodzić na wycieczki, odpowiadać na setki synowych pytań, grać wspólnie w gry planszowe. Zaproszenia na Tymkowe urodziny już prawie rozdane, przyjęcie zaplanowane. W tym roku przewodzić będzie motyw piracki!











sobota, 9 lutego 2013

Osiemnastka.

Jakże niedawno Syn bawił się na swym pierwszym balu karnawałowym, a już przyszło Jemu zaliczyć pierwszą osiemnastkę! Zabawowy ten nasz Synko, nie ma co! Ale przyznać trzeba, że gdzie się Tymek nie pojawi, jest duszą towarzystwa: pierwszy do zabawy i do tańca! Osiemnastka odbywała się w restauracji, co inne i dziwne, młodzież połączona była z rodziną, my należeliśmy do tych drugich, cóż, mimo wszystko, nie czuliśmy się staro  :) Wyszło fajnie, miło poobserwować osiemnastolatków i naszło nas z Mężem kilka spostrzeżeń. Jakże różna jest ta młodzież od tej, którą my byliśmy. Jakaś poważniejsza, smutniejsza jakby. Mężczyźni mniej męscy, kobiety ładne, ale jakże zrobione! Ja myślałam, że mam wysokie buty, ale myliłam się. Chowały się do tych, które miały na sobie gorące osiemnastki! Syno robił furorę, szczególnie wśród dziewczyn, którym wtryniał się do kółka w trakcie tańca. A jubilatka, cóż.. Jakże niedawno woziłam ją wózkiem i pragnęłam mieć taką siostrę. A to już kobieta! Syno miał dla niej prezent specjalny w postaci misia, przytarganego tysiące kilometrów z Anglii, jakże lubię ten kraj za wybór takich gadżetów za śmieszną cenę! My sprawiliśmy Jej prezent zgodnie z życzeniem, turkusowy Swatch już jutro pewnie zagości na Jej ręce. Tymek nie chciał opuszczać imprezy nawet po 21, ale zdrowy rozsądek podpowiadał nam, że jednak trzeba. W domu byliśmy o 22, Syno padł w aucie. Wniesiony, rozebrany, nawet nie drgnął. Ha! I nareszcie wykorzystałam mój wyspowo-zakupowy zestaw wyjściowy w postaci baskinki i czerwonych platform! To była zdecydowanie udana 18-tka!











piątek, 8 lutego 2013

Podobieństwo.

Synko czytać lubi, baa, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że uwielbia. Książeczki przynosi sam i dopomina się by Jemu czytać. Ostatnio upodobał sobie wiersze Brzechwy, które Mama, niegdyś mocna w recytacji, czyta, deklamując najlepiej jak potrafi. Ale nie o czytanie książek tylko chodzi. Tymek aktywnie bierze udział w całym procederze, nazywając dosłownie każdą znaną Jemu rzecz słowami z jakże wąskiego własnego słownika. Jest i kum-kum (żabka), koko (kura), jał (kot), łaaah (tygrys), Bambum (Murzynek), Tom Tom (traktor), tiu tiu (pociąg), tik (światła w samochodzie), tap-tap (woda) i tak dalej, i tak dalej... W całej zabawie nie brakuje członków rodziny, każdy człek w czapeczce z daszkiem to Dziadzia, w kasku to Siaziak Siam, ale ostatnio wynalazł także Mamę i Tatę. Zadziwiające, ale podobieństwo wprost bije po oczach, szczególnie w przypadku Taty nieźle się uśmiałam..

=MAMA

= TATA





czwartek, 7 lutego 2013

Tłusty.

Jak tłusty, to tłusty. Nawet Synowi skapnęły się chrusty, co prawda zadowolił się jedną sztuką, ale wyraźnie Jemu smakowała! Lubię tłusty czwartek, lubię bezkarne wcinanie pączków bez wyrzutów sumienia. Choć dzisiejszy bilans dość marny: jeden pączek i kilka chrustów, upieczonych przez Tymkową Babcię.




poniedziałek, 4 lutego 2013

Kompan.

Synko jest typem dziecka, które raczej lubi się bawić samo. Świetnie organizuje sobie zabawę, choć gdy trafi się kompan, oczywiście korzysta. Babcie notorycznie męczone są zabawami w tunelu, gdy Tymek przyciąga takowy z pokoju oznajmiając opa,opa. Tunel w poziomie stał się już nudny, więc należy użytkować go w pionie, podczas gdy Syn wchodzi do środka i wesoło podskakuje, Babcie mają tunelem machać, do czasu, gdy braknie im sił, bo Synowi nie brakuje nigdy. Do zabawy klockami  najlepszy jest Tata, chłopaki budują wieże, garaże, pociągi i inne wymysły Syna, bo to on dowodzi. Ale jak się okazuje i Mama się na coś zdała, gdyż wczoraj przed kąpielą zajęliśmy się pieczątkowaniem i zestaw gwiazdkowy, o który Syn dopominał się od kilku dni, wskazując na szafę i mówiąc Mamusia z proszącą miną, nareszcie został użyty! Pieczątki były do całkowitej dyspozycji Syna, dopóki nie zebrało się Jemu na pieczątkowanie dywanu i dopóty sam z powodu natury pedanta nie zrezygnował z zabawy z racji brudnych od tuszu rąk. 











sobota, 2 lutego 2013

Bal.

Uff, przeżyliśmy pierwszy bal karnawałowy Syna. Uff, bo śmiem twierdzić, że zmęczyliśmy się bardziej niż On. Ganianie za dzieckiem na kilkuset metrach niewątpliwie nie należy do największych przyjemności, szczególnie jeśli w zanadrzu czekają smakołyki w postaci przepysznych ciast i deserów. Ale w końcu to był jego bal, więc trzeba było się poświęcić. Syno zachwycony, bal zorganizowany na piątkę. Były i dmuchane zamki, zjeżdżalnie, miejsce do kolorowania, balony i wspólne tańce. Bal odwiedził Św. Mikołaj, który zostawił paczki słodyczowe, znowu rodzice będą mieli co jeść! Trzy godziny szaleństwa i bieganiny, Mąż moje wyścigi za Synem uwiecznił na ostatnim zdjęciu. Pisałam już, że Syn uwielbia bawić się w ganianego-chowanego? Dziś kilkakrotnie wyciągałam go spod szwedzkiego stołu, jak i spod stołu innych uczestników...Świetnej opaski pirata Syno nie dał sobie założyć, miecz wylądował na stole po kilku minutach!