synkowo

synkowo

czwartek, 30 stycznia 2014

Pogadajmy.

Tymek ruszył z kopyta z mową tuż po drugich urodzinach i z każdym miesiącem jego zasób słownictwa szybko się wzbogacał. Staram się wszystkie zabawne dialogi spisywać, na pamiątkę i systematycznie przesyłam sporą ich część rodzinie, żeby i ona mogła poprawić sobie humor synowymi pogadankami ;)

Stoimy w kolejce w Biedronce. Tymek wypakowuje zakupy z koszyka na taśmę. Przychodzi nasz kolej, Tymek spogląda na dział monopolowy tuż przy kasie i pyta: A Tatusiu, chces piwo?


Tymek bawi się w wannie, gotuje mi zupę. Podaje mi miskę, mówię: Dziękuję bardzo, na co On: Plosę baldzo, wasa wyhokość!

Tymek podchodzi do mnie, łapie mnie rączkami za buzię i mówi: Koocham cię! Ja na to: Ja też cię bardzo kocham i baardzo lubię jak jesteś grzeczny. Na co Tymek: Ja tes lubię jak jesteś gzecna!


Tymek przykleił naklejkę na mój brzuch, twierdząc, że: Pola się uciesy! Zamyślił się przez chwilę i mówi: Ona jest w bzusku, ty ją zjadłaś?


niedziela, 19 stycznia 2014

Bunt i bal.

Od Synowego powrotu po świętach do przedszkola zaczęły dziać się z nim dziwne rzeczy. Dwa tygodnie w domu upłynęły nam w sielskiej atmosferze, aż tu bach, dziecko wraca z przedszkola odmienione. Histerie, bunt, wrzaski zagościły w naszym domu na co dzień i żałuję, że pod choinką nie znalazłam podwójnej dawki cierpliwości. Jest ciężko, jak jeszcze nigdy nie było, bo buntu dwulatka nie zaznaliśmy, to mamy bunt trzylatka. Syn ewidentnie testuje, na ile może sobie pozwolić, spokojne rozmowy i prośby nie pomagają. Jest więc krzesełko, nie dla wyciszenia się, bo wyciszenie w histerii trwa ponad pół godziny, ale dlatego, że ma wiedzieć, że w chwili buntu nie może robić tego, co się jemu podoba, ma choć chwilę siedzieć. Są kary, zabieranie zabawek, zakaz oglądania bajek. Staramy się też przypominać przed wyjściem z domu jak należy się zachowywać, tak jak przed wczorajszym balem, na którym to Syn był niezwykle grzeczny i wyskakał się i wybiegał ile starczyło jemu tchu. Nie pocieszają mnie rady, że to minie, bo samo nie minie, jeśli nie wyznaczymy granic i nie będziemy interweniować, nawet za cenę hałasu, jaki muszą znosić sąsiedzi. Chwalimy każdy przejaw dobrego zachowania. Rozmawiamy, zachęcamy by był grzeczny. Mam nadzieję, że efekty za jakiś czas będą widoczne.









środa, 15 stycznia 2014

Półmetek.

Połowa ciąży za nami. Nie było łatwo, oj nie było, ale teraz zaczynam nareszcie korzystać z uroków bycia w dwupaku. Wkraczam w 2014 z planami i nadziejami, że ten rok będzie wyjątkowy. Skreślam dni w kalendarzu, notuję, planuję. Uwielbiam mieć wszystko poukładane. Smaki ciążowe wciąż te same: tosty, najlepiej z piekarnika, z serem i ketchupem. Mogłabym je jeść co dzień. Makarony, w każdej postaci. Kawa z rana! Energia mnie rozpiera, czuję się świetnie i mam w sobie taką dawkę optymizmu, że starczyłoby i dla innych. Wydarzenia, które wcześniej by mnie złościły, załamywały czy zniechęcały, przyjmuję teraz ze spokojem i uśmiechem. Tak jak dziś, gdy to od godziny 5 na nogach dzięki Synowej pobudce, o 6.40 odśnieżałam już auto (mamy pierwszy śnieg!), by jechać do laboratorium. Z burczącym brzuchem, bo na czczo. Piętnaście minut mi zeszło, bym odśnieżyła swojego jakże wysłużonego złomka, którego Rodzice kupili mi na pierwszym roku studiów, by odpaliwszy, dowiedzieć się, że dziś to raczej nigdzie nie pojadę. Padł akumulator. Wróciłam więc do domu, by Mąż poratował mnie podwiezieniem na badania w drodze do pracy. Musiałam jednak jego auto wyprowadzić z garażu, aby on zdążył odstawić Syna do przedszkola. Zrobiłam więc to, tyle że w trakcie zgubiłam część kłódki od bramy i nie mogłam jej zamknąć. Mąż przyszedł z pomocą, szukaliśmy w śniegu, znaleźliśmy. Nie muszę dodawać, że w tej sytuacji, świeże pączki, które jadłam po powrocie już dobrze po 8 i ciepła kawa smakowały tak dobrze jak nigdy wcześniej!



20 tc.
Dzisiejszy widok z mojego okna!:)

Najpyszniejsze śniadanie wszech czasów!



sobota, 11 stycznia 2014

O córce.

Kompletowanie garderoby dla Tymkowej siostry to nie lada przyjemność, ale i wyzwanie. Czy producenci odzieży dziewczęcej się zmówili? Dlaczego większość ubrań jest w obrzydliwie mdłej odmianie różu, której nie znoszę? O tym, że jeśli będę mieć kiedyś córkę nie będzie ona nosić różu w owej postaci rodzina wiedziała już dużo wcześniej. W pełni akceptują moje wyczucie smaku, choć sami widzą, że znalezienie nie-różowych, a  zarazem ładnych ubrań to niełatwa sprawa. Róż w naszej szafie będzie gościem, raczej w dodatkach, a i wtedy tylko od święta. Nie będę ubierać córki na różowo, chyba, że sama o to kiedyś poprosi, znajdziemy jakiś kompromis. Nie przebiję jej tez uszu, dopóki sama nie zapragnie nosić kolczyków. Będąc kiedyś świadkiem wizyty rodziców z malutką dziewczynką w salonie kosmetycznym w celu upiększenia jej uszu kolczykami, obiecałam sobie, że nigdy, przenigdy nie pozwolę, by moje dziecko musiało przeżywać coś podobnego. 




wtorek, 7 stycznia 2014

Laba.

Ponad dwa tygodnie po przeprowadzce zaczynam odczuwać psychiczny spokój. Dwa tygodnie w domu z moimi Chłopakami minęło miło, choć i pracowicie. Pomiędzy rozpakowywaniem, skręcaniem mebli i sprzątaniem znalazł się jednak czas na zabawy i spacery. Ale dziś, gdy nareszcie obaj wybyli z domu i pomaszerowali z plecakami o 7 nad ranem, to do przedszkola, to do pracy, uśmiech zagościł na mej twarzy, już gdy zamknęli za sobą drzwi. Obserwowałam ich przez okno jak tak sobie obaj drepczą, rozczuliwszy się ogromnie i dopiero poczułam zbliżający się relaks. Nareszcie mogę w spokoju i ciszy wypić kawę! (na którą wróciła mi ochota!), poleżeć w pidżamie, poczytać książkę bez ciągłego: Aaa Mamusiu....! A ja chcę...! A co lobimy?! Mogę posprzątać i mieć ten porządek przynajmniej do ich powrotu i mogę się zdrzemnąć, kiedy tylko chcę (a chcę często!). Wszelkie okropne ciążowe dolegliwości odpuściły, jesteśmy już prawie na półmetku. Jak cudownie DOBRZE się czuć. Czuję nadchodzącą labę, a dodawszy do niej moje odmienione samopoczucie, nie może być nic wspanialszego!




środa, 1 stycznia 2014

Pokój.

Nasza przeprowadzka przyniosła wiele pozytywnych zmian. Jedną z nich był fakt, że Syn nareszcie zyskał własny pokój. W poprzednim mieszkaniu też go miał, ale dzielił go z suszarką do prania, tysiącem kartonów do przechowywania różnych klamotów i w zasadzie w pokoju tym, mocno zagraconym, tylko spał. Zabawki walały się po całym mieszkaniu, a Tymek bawił się głównie w naszym pokoju. Teraz, gdy nastąpiła owa zmiana, gdy Syn zyskał własny kąt i nowe-dorosłe łóżko wprowadzamy w życie nowe zasady. Zabawek nie wynosimy poza swój pokój, chyba że są goście i zostanie wyrażona na to zgoda rodziców. Zabawki po każdej zabawie sprzątamy po sobie i odkładamy na miejsce. Po tygodniu konsekwentnego trzymania się nowych zasad, Tymek przestaje się buntować i coraz rzadziej prosi, by móc owe zasady łamać. Ze sprzątaniem nie ma żadnego problemu, Syn robił to już wcześniej, lecz fakt braku możliwości rozrzucania zabawek po cały mieszkaniu był dla niego niełatwy do zaakceptowania. Łóżko bez szczebelków sprawdza się świetnie. Tymek nie nadużywa wolności i nie przychodzi do naszego wyra w nocy. Pięknie śpi u siebie, zasypia w mig tuż po przytuleniu głowy do poduszki. Pokoik ten jest niewielki, ale według mnie ma wszystko to, co mieć powinien. Miejsce na książki, puzzle, gry, osobne pudła na klocki Lego, półeczkę na kolekcję aut (o zgrozo! ciągle powiększajacą się), stolik do rysowania czy układania puzzli. I jeszcze jedno, pokój ten pozostanie Tymka własnym pokojem, którego nie będzie musiał dzielić z SIOSTRĄ, dla której to zrezygnowaliśmy z posiadania sypialni i zostawiliśmy większą część naszego garderobiano-książkowego pokoju.