synkowo

synkowo

piątek, 28 marca 2014

Wijemy.

O tym, jak bardzo pragnęłam mieć córkę, pisałam już dawno. Podczas lektury ostatniej z  książek natknęłam się na sentencję, która utkwiła mi w głowie: A son is a son until he takes a wife, but a daughter is a daughter for the rest of your life i jakże prawdziwa wydała mi się i zgodna z tym, co sama myślę o relacjach matka-syn, matka-córka. Zatem dowiedziawszy się w 17 tc., że marzenie moje się ziści, radości mej nie było końca. Później przyszło zwątpienie. I zewsząd zasłyszane, że to z USG nigdy nic nie wiadomo, że pomyłek pełno, szczególnie z dziewczynkami. No i nasz rodzinny przykład rocznego Karola, który był Zuzią. Był, dopóki nie pojawił się na świecie. Kolekcjonowałam więc wyprawkę i choć nie-różową, to iście dziewczęcą i podświadomie dziwna niepewność wciąż mi towarzyszyła. Kolejne USG i ponowne słowa doktorki: dziewczynka, także mnie nie uspokoiły. Toż to dopiero co koleżanka mi opowiedziała, że jej znajomej dziewczynka w 30 tc. została chłopcem. Ilekroć doktorka zbliżała się do dzieciątkowych narządów podczas badania USG, robiło mi się gorąco. Wiem, nie byłoby  tragedii, gdyby był drugi Syn, ale przecież ja już sobie tę moją Polę wyobraziłam, rozmawiałam z nią, myślałam o niej tyle. Pokój dla niej zaplanowałam, wózek wybrałam. Wczorajsze USG było kluczowym, bo postanowiłam uspokoić się na dobre. Córka dała mi ku temu powód, pokazując swoją buźkę, w której ujrzałam buźkę dziewczynki, mojej Poli, z moimi ustami, a słowa doktorki na pewno dziewczynka przypieczętowały ten piękny widok. I choć gniazdo wiję już od jakiegoś czasu, od wczoraj wiję je z większą radością. Album na zdjęcia już się zapełnia, album dziecka wypełnia, ubranka się zbierają i pokoik się tworzy. 




   



niedziela, 23 marca 2014

Witamy.

Pomiędzy jedną chorobą a drugą, żegnaliśmy zimę, witaliśmy wiosnę. Hucznie, gwarno, z paleniem marzanny, dźwiękiem gwizdków i okrzykami. Pożegnaliśmy też infekcję wirusową, przywitaliśmy zapalenie ucha. Od jutra zaczynami więc czwarty tydzień w domu. Całe szczęście, że czas ten mija nam przyjemnie, że dziecko, o którym pisałam zniknęło, a powrócił grzeczny Syn i znowu zagościły u nas spokój i radość. Słychać więc bez przerwy: Dobze Mamusiu; dziękuję; pseplasam, plosę. I czasem wręcz czekam, by usłyszeć słodkie: Jus się wyspałem! By posłuchać wesołych wywodów z niezamykającej się cały dzień buźki. Żadnych awantur, krzyków, wymuszania, nerwów.  A przed snem, standardowo, omawiamy z Mężem najzabawniejsze Tymkowe dialogi minionego dnia. I cieszymy się, że jest tak sielsko, niech ten stan trwa jak najdłużej!




piątek, 21 marca 2014

Miejsce.

Jak będzie wyglądał pokój Poli rodzi mi się w głowie już od jakiegoś czasu. Poszukuję komody idealnej, obmyślam kolory, szukam dodatków. Pokój ten, choć świeżo wyremontowany, nie był robiony typowo pod córkę, miał być raczej naszym pokojem, z kącikiem dla niej. W praniu wyszło, że będzie odwrotnie, będzie to pokój Poli, z kącikiem dla nas, gdyż stoi tam nasza duża szafa oraz regały na książki. Jest to jednak większy pokój, niż posiada Tymek. Główną ścianę zajmuje tapeta w pasy, zielono-beżowe, której tak czy siak bym nie zmieniła. Reszta ścian w szarości. Nie będzie różu, to jest pewne, chyba że w wersji brudnego, pudrowego, który jest ciężko osiągalny. Tylko małe akcenty zdradzać będą, że w pokoju tym mieszka dziewczynka, zbieram pomysły, zamawiam, kupuję i czekam z niecierpliwością na efekt końcowy. Największą trudność sprawiło mi jednak znalezienie materiałów idealnych do obszycia kosza mojżeszowego, o którym już wspominałam. Jestem zakochana w tym koszu, od chwili, gdy go zobaczyłam, w jego historii i piszczących kółkach. Chciałam, by materiały te były dziewczęce, ale proste. Ile godzin spędziłam szukając, nie wiem, ale na pewno sporo. Warto było, bo koniec końców znalazłam piękne materiały, z których Teściowa uszyje mi dwie wersje kolorystyczne prześcieradełka i falbanek do kosza: szary, w kwiatki oraz cudownie brudny róż w białe kropki. Tymczasem kolekcjonuję dalszą część wyprawki, o której już wkrótce i czekam i korzystam, bo zostało nam  10 tygodni w dwupaku. Czuję się wspaniale, wyjątkowo lekko, jak na ósmy miesiąc ciąży i posiadania czternastu dodatkowych kilogramów. Mam mnóstwo energii i sił do działania i chyba ten czas rekompensuje mi początek ciąży, który był nadzwyczaj ciężki i nieprzyjemny.

30tc. ;)

                                                               Główna ściana w pokoju Poli


Prawie 58 letni kosz mojżeszowy

Zdobycze materiałowe!


wtorek, 18 marca 2014

Trafione.

Urodzinowe prezenty Tymka były w tym roku wyjątkowo trafione. Część z nich zasugerowałam, obserwując rozwój Syna i jego potrzeby. Przede wszystkim Tymek chce ostatnio angażować nas w swoje zabawy. Jak już niegdyś wspominałam, nie umiem bawić się samochodami, za to zabawa w sklep wychodzi mi znakomicie. Od niedzieli, pomimo bardzo wysokiej gorączki i słabego Synowego samopoczucia (infekcja wirusowa), dzień zaczynamy od: Mamusia, pobawimy się w sklepik? Bawimy się zatem, spijam bardzo poranną kawę (6.00!) i udaję się tam, skąd dochodzi nawoływanie: Zaplasam do sklepu! Mamy kasę, skaner sklepowy i zestaw produktów z IKEA, warzywa i owoce. Kolejnym bardzo trafionym pomysłem był zakup mini wieży. Początkowo myślałam o hulajnodze, zrezygnowałam jednak z obawy przed ganianiem Syna po chodnikach razem niemowlakiem w wózku. Wymyśliłam wieżę. W dzieciństwie zasłuchiwałam się w bajkach puszczanych z kaset, a dzisiejszy wybór audiobook'ów powala na kolana. Pierwszą już uwielbianą przez Syna pozycją jest Powietrzny Złomek, no cudo, słucha po kilka razy dziennie. Prezentem niespodzianką był latawiec, rewelacyjny, duży, na razie cieszy oko w domu, a gdy tylko Syn wydobrzeje i złapiemy wiatr, udamy się na rodzinną wycieczkę i go wypróbujemy!



           

 



niedziela, 16 marca 2014

Siła kobiety.

Nie wiem, naprawdę nie wiem, skąd kobieta będąca prawie w ósmym miesiącu ciąży ma tyle sił, by wyprawiwszy Męża i Syna z domu: poodkurzać, pomyć podłogi, posprzątać klatkę schodową, posprzątać łazienkę, wytrzeć kurze w całym mieszkaniu, pójść po zakupy, zrobić dwie sałatki, upiec babeczki, przygotować urodzinowy stół i wyprasować całej trójce ubrania. A zrobiwszy to wszystko mieć czas, by się ubrać i pomalować i podjąć dwanaścioro gości, świetnie się bawić, zjeść podwójną porcję torta i z uciechą patrzeć, jak jeszcze lepiej bawi się Syn, obdarowany świetnymi prezentami w postaci: bejsbolówki, latawca, mini wieży, bajek i piosenek do słuchania, kasy fiskalnej i świetnych produktów do zorganizowania profesjonalnego sklepu. A gdy już o 20 nastanie cisza, zorientować się, że Syn ma gorączkę i brzydko kaszle, nie spać pół nocy, czuwając i martwiąc się, że od poniedziałku zacznie się trzeci tydzień bez przedszkola. Najpierw zapalenie oskrzeli, później przymusowe siedzenie w domu, z powodu epidemii rumienia zakaźnego i strachu związanego z zarażeniem nim mnie, a teraz? Jutro znowu pediatra i kolejna diagnoza. 








środa, 12 marca 2014

Trzy!

Wczoraj Syn skończył trzy lata. Tymek przyniósł z przedszkola życzenia i rysunki od dzieci, dostał piękną kartkę z wysp od Cioci, Wujka i Kuzyna i czeka w podekscytowaniu na przyjęcie. Brał udział w urodzinowym szaleństwie u Kuzynów i wie, co się święci. Przecież będzie tolt! i świecki! i plezenty! Świętujemy w sobotę i po raz pierwszy będziemy wyprawiać przyjęcie u siebie. Poprzednie warunki mieszkaniowe nie pozwalały nam na to, w tym roku mamy więcej miejsca i nowe możliwości. Tak czy siak planowanie nie jest łatwe, bo skąd wziąć 12 krzeseł, gdy w domu mamy 3? I czy stół z kuchni aby na pewno przejdzie przez drzwi w pokoju bez rozkręcania go? Mimo wszystko czekamy na sobotę z niemałym podekscytowaniem!







wtorek, 4 marca 2014

Szpital.

Szpital mamy. Szczęście w nieszczęściu, że domowy. Syna rozłożyło zapalenie oskrzeli, kilka nieprzespanych nocy za nami, kaszlących i płaczących, bo kaszel nie dawał spać. Antybiotyk. Siedzenie w domu. Mąż na L4, objawy podobne jak Syn, choć diagnoza inna. A ja? Ja od 7 dni walczę. A to z migreną, a to z kaszlem, z katarem, z bólem zębów, które pulsują od bólu głowy. Z ropiejącymi i łzawiącymi oczyma. Myślę, że już nie może być gorzej, że teraz tylko czekać na poprawę. Bo w czwartek kino, w piątek Tymkowych kuzynów urodziny. Więc musi, musi być lepiej. Dwa ostatnie weekendy były piękne, rodzinne, słoneczne, spacerowe. Obyśmy i ten mogli należycie wykorzystać.