synkowo

synkowo

piątek, 30 sierpnia 2013

Strach.

Obecny okres w naszym życiu rodzinnym to okres niezwykle korzystny. Wciąż wspominam Tymkowy czas niemowlęcy z rozrzewnieniem, jednak ten czas, który przeżywamy teraz, jest równie piękny. Mając dwa miesiące tylko dla siebie celebrowaliśmy z Tymkiem spokojne poranki, gdy On bawił się w naszym łóżku, a ja piłam kawę. Wesołe wieczory, gdy leżąc już w swoim łóżeczku z drugiego pokoju dochodziło ciche: Mamusiu, słysys mnie? Kochas mnie? Po którym serce po prostu mi się topiło. Przez te kilkadziesiąt dni Syn niezwykle przywiązał się do mnie. Począł nawet urządzać sceny, gdy chciałam wyjść z koleżanką na kawę. Łapiąc się kurczowo kolana, z podkówką i drżącym całym ciałkiem prosząc: Nie ić, usiąć, Mamusiu. W poniedziałek przyjdzie mi pójść z Synem do przedszkola, zamknąć drzwi i zostawić tam Jego płaczącego, bo płakać będzie, jestem pewna. Przyjdzie mi zmierzyć się ze strachem jak dwulatek odnajdzie się wśród trzylatków i jak ja odnajdę się w roli matki przedszkolaka. I oby strach miał wielkie oczy. Oby.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Przygody.

Podróż z dzieckiem w niczym nie przypomina spontanicznych wyjazdów sprzed lat. Już na dwa tygodnie przed naszą podróżą do Danii układałam listę, skrzętnie przygotowywałam ubrania i zapasy jedzeniowe. W wieczór przed wyjazdem pakowanie nabrało rozpędu i gdy zdawać się mogło, że wszystko jest już gotowe, Syn śpi pięknie od 20, a ja powinnam położyć się góra dwie godziny później, żeby o 3 nad ranem wstać rześka i wypoczęta przed podróżą, nagle okazuje się, że dokumenty Syna, które wcześniej uszykowałam, zmieniły miejsce. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że nowego miejsca nie znał nikt. Szukałam do północy, przeczesałam mieszkanie, wszelakie segregatory, półki, półeczki, torebki, odsuwaliśmy meble, bo może tam spadł Tymka dowód. Nadaremnie. Po północy poddałam się i postanowiłam iść spać, co z ilością buzujących we mnie nerwów nie było łatwe. Nic więc dziwnego, że obudziłam się ledwo przytomna trzy godziny później, wciąż mająca nadzieję, że dowód wrócił na swoje miejsce. Nie wrócił. Jakby tego było mało, Synowe ciało wskazywało, że nie wszystko jest w porządku, bo Tymek rozgrzany jak piec miał 39 stopni gorączki. Z taką właśnie temperaturą, którą próbowałam usilnie zbić pokonaliśmy 5 godzin samochodem i 3,5 godziny promem, tym drugim było mniej kolorowo, bo gorączka znowu skoczyła i Syn po krótkiej drzemce obudził się tak rozdrażniony, że tylko zakup imitacji świnki Peppy chwilowo go uspokoił. Chyba dla równowagi znaleźliśmy podczas tej podróży 100 euro, z których 50 zgubiłam następnego dnia, do dziś nie wiem jak, choć me podejrzenia padają na pomyłkę banknotów przy wypożyczaniu rowerów. 50 euro kontra 50 koron, oba czerwonawe. Uff, pobyt minął aż nadto spokojnie, czekałam jeszcze na jakiś armagedon, ale nie nastąpił on, dopóki zmęczenie podróżą powrotną nie przekroczyliśmy drzwi naszego mieszkania. Tam czekała nas niespodzianka nad niespodzianki, w postaci rozmrożonej lodówki, a w niej pływające kiełbaski, truskawki, piersi z kurczaka, ser obrośnięty pleśnią i inne wesołe zapachy, których pozbycie się zajęło mi kilka dni, a szorowanie lodówki wcale nie mniej. I kto oprócz nas wpadłby na to, żeby tuż przed samym wyjściem  wyłączyć w mieszkaniu korki!









sobota, 24 sierpnia 2013

Dania.

Jakie były nasze wakacje we troje na wyspie Bornholm można opisać tylko jednym słowem: idealne! Bornholm zachwycał na każdym kroku i gdy tylko wsiedliśmy po raz pierwszy na rowery i przejechaliśmy pierwsze kilometry, już wiedzieliśmy, że to nie jest nasza ostatnia wizyta na tej wyspie. Cisza i spokój, jakie tam panują pozwalają niesamowicie się zrelaksować, brak tłumów i przyjazność zarówno mieszkańców, jak i turystów zadziwiają! Każdy dzień zaczynaliśmy od rowerowej wycieczki, przejeżdżając kilkadziesiąt kilometrów (bilans po 6 dniach= 196 przejechanych kilometrów!) i zwiedzając niezwykle urokliwe miasteczka, jadąc wzdłuż morza podziwialiśmy widoki i zatrzymywaliśmy się, by Syn mógł obejrzeć konie, krowy, kaczki, owce, które bez przerwy mijaliśmy na swoje drodze. Bornholm ma klimat pięknej wsi, czystej, spokojnej i do granic możliwości urokliwej. Dzięki prawie 240 km ścieżek rowerowych można bezpiecznie przemieszczać się po całej wyspie. Tymek dzielnie znosił nasze rowerowe podróże zwykle śpiąc około 1,5 godziny w trakcie jazdy, a resztę zachwycając się naturą, zwierzętami i traktorami, które co rusz pojawiały się na naszej drodze. Wyruszaliśmy wcześnie rano, wracaliśmy w porze obiadowej i wtedy też Syno szalał do woli na placu zabaw lub na naszym tarasie. Później zawsze szliśmy na jakże cudowną plażę, na której oprócz nas zwykle było kilkoro! ludzi i tam do samego wieczora Tymek szalał bawiąc się złotym drobnym piaskiem i wodą, a my relaksowaliśmy się słuchając szumu fal lub aktywnie uczestniczyliśmy w Synowych zabawach. W okolicach 20 Tymek wykąpany padał jak kawka, a my mieliśmy resztę wieczoru dla siebie. Siedzieliśmy na tarasie popijając zimne piwo, rozmawiając, patrząc na las, rozkoszując się każdą minutą pobytu tam. Nic więc dziwnego, że wczoraj wracaliśmy solidnie zasmuceni (całą trójka, Syn po podjechaniu pod dom skwitował: Nie chcę naszego domku, chcę innego, domku pani!), że już koniec naszych jakże udanych wakacji i z obietnicą, że jeszcze tam wrócimy. 



















poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Ostanie.

To ostatnie dni Tymowego spędzania czasu z Kuzynem. Półtora miesiąca chłopaki przebywali razem, bawili się, uczyli się ze sobą być. Gdy już wypracowali swoją wspólną relację, niestety czas się rozstać, a szkoda, bo widać, że obu będzie brakowało tego czasu we dwóch. Każdy dzień Syn nasz zaczynał pytaniem: Dzie jest Ikołajek? Pójdziemy Ikołajka? Z kolei Mikołaj pytał: Ciocia, cy Tymek moze się jescze u mnie pobawić? Cy Tymek jescze nie idzie do domu? Fajnie było na nich patrzeć, choć oczywiście nie obeszło się bez zgrzytów, kłótni, krzyków, ale ostatnie dni minęły wyjątkowo udanie, jakby czuli, że muszę wykorzystać ten czas jak najlepiej. Dziś korzystając z nieobecności Dziadków, którzy pojechali na koncert, zabraliśmy chłopców na plac zabaw, gdzie poszaleli, pozjeżdżali na linie, pobiegali. Fajne wspólne wesołe popołudnie!














niedziela, 11 sierpnia 2013

Relacja.

Relację Synowo-Mężową uwielbiam. Mogę godzinami patrzeć, jak się bawią, śmieją, wygłupiają, przytulają. I choć, gdy byłam w ciąży, Mąż utrzymywał, że płeć dziecka nie ma dla niego znaczenia, widziałam ten błysk w oku, gdy okazało się, że to jednak syn! Chłopaki dogadują się świetnie. Mąż jest tatą surowym, wymagającym, ale przy tym często okazującym uczucia. Chwalę to sobie, gdyż także dzięki jego podejściu, Syn jest jaki jest, słucha się, nie próbuje wejść nam na głowę. Tymek jest niesamowicie podobny do Taty, co mnie rozczula ogromnie. To skóra zdjęta z I. Coraz częściej zauważam też podobne zachowania, miny, w trakcie skupienia, wygląd buźki w trakcie snu. Uwielbiam, uwielbiam na nich patrzeć. Mąż mój bardzo chętnie spędza z Tymkiem czas sam na sam i cieszy mnie to, ale zauważam też, że wtedy tęsknię za nimi bardzo i doczekać się nie mogę, gdy wrócą i opowiedzą, co robili. Zimą jeździli razem do lasu, wiosną wybierali się na wycieczki rowerowe, teraz latem praktykują spacery. Spacery te zwykle są połączone ze zwiedzaniem. Obowiązkowe punkty to: pogotowie (oglądanie karetek), stacja kolejowa (czekanie na pociągi) czy  stadion miejski (można pobiegać na bieżni). Syn wędruje dzielnie pieszo, dłuugie kilometry, nigdy nie marudzi. 







czwartek, 8 sierpnia 2013

Chwilo.

Chciałoby się rzec: chwilo, trwaj! Ukryć się jednak nie da, że lada moment przyjdzie nam się zmierzyć z końcem wakacji, początkiem pracy, Synowym debiutem w przedszkolu. Wyjątkowo, staram się nie wyglądać myślami naprzód, żeby nie napędzać fali wątpliwości i strachu. Żyję wyjazdem, który za tydzień przed nami, tygodniem spędzonym we troje. Syn tymczasem rośnie, dorośleje, dyskutuje. Ciut lepiej je, nie nosi pieluch także i do spania (sukces! ostatnia paczka pieluch zakupiona w maju, obecnie nie mamy ani jednej pieluchy na stanie!). Jest z nim wesoło, oj wesoło ostatnio. Namiastkę Tymowych popisów dialogowych zamieszczam poniżej.

Mucha lata w pokoju. Tymek do niej: Muuuucha, słysys mnie?

Syn podniósł dużego brokuła w kuchni i mówi: Jestem siłac, jestem kuchaz!

Tymek dostał czkawki. Stwierdza z uśmiechem: Ckaweckę mam, lekaza tseba iść!

Tymek wygrzebał z szafki mój biustonosz po czym zadowolony wypala: To moje cycuski!