synkowo

synkowo

poniedziałek, 30 lipca 2012

Maminsynek.


Zawód mój ma to do siebie, że mam wolne wakacje, co niewątpliwie jest jego największą zaletą. Ten wolny czas spędzamy razem z Synem od rana do wieczora, włócząc się po znajomych, jeziorach, placach zabaw. Intensywnie spędzamy czas. Dało się zauważyć, że Tymek przywiązał się do mnie bardziej niż zwykle. W trakcie roku szkolnego pilnowany był przez Tatę, jednych czy drugich Dziadków. Obecnie prawie każdą chwilę spędza ze mną, nawet gdy jest ktoś inny, jestem też i ja. Przytulamy się ile wlezie, całujemy, czytamy, śpiewamy, ale gdy tylko zniknę z pola widzenia głośne MA-MA daje się słyszeć z ust Syna. I tu pojawia się problem, gdyż nawet moja krótka drzemka w drugim pokoju kończy się dobijaniem do drzwi i nawoływaniem. Niegdyś przebudziwszy się w nocy, Synko zaczynał płakać, by dać o sobie znać z drugiego pokoju, teraz krzyczy ma-ma. To zachowanie trochę mnie martwi, za miesiąc wrócę do pracy i wskoczę w stary rytm: chroniczny brak czasu, praca do 20 dwa dni w tygodniu i wszystko robione w biegu. Jak na tę zmianę zareaguje moje dziecko?




wtorek, 24 lipca 2012

Przyjaźń.


Jeśli chodzi o przyjaźń w moim życiu odgrywa ona ogromną rolę. Ten, kto prawdziwych przyjaciół ma, wie o czym mowa. Przyjaciółki mam trzy niezmienne od lat dwunastu. Pomimo, iż drogi nasze zaczęły rozchodzić się na studiach, przyjaźń trwa. Wciąż ta sama, mocna, prawdziwa. Mieszkamy w różnych miejscach w Polsce i za granicą. Widzimy się kilka/kilkanaście razy do roku, ale to wystarczy. Byłyśmy i będziemy ze sobą w najważniejszych momentach w naszym życiu. To przy jednej z przyjaciółek mych zrobiłam pozytywny test ciążowy, ściskałyśmy się ze łzami szczęścia w oczach. To przyjaciółki moje czekały pod drzwiami porodówki, gdy na świat przychodził nasz Syn. To jedna z nich za dwa miesiące stanie koło mnie przed ołtarzem i będzie mym świadkiem. Niesamowita wdzięczność jest we mnie za to, że je mam i mogę dzielić się z nimi tym, co w mym życiu najpiękniejsze. W wieku lat szesnastu nocowałyśmy w wakacje pod namiotami nad jeziorem, piłyśmy piwo i zaśmiewałyśmy się do rana. Co roku przez całe liceum jeździłyśmy w tym samym składzie na takie wypady. Dziś nieopodal tego miejsca z jedną z mych przyjaciółek spędziłam dzień z naszymi dziećmi. Dziwne to i wspaniałe zarazem, jak wszystko się zmieniło. Jak się postarzałyśmy, zmieniłyśmy, dojrzałyśmy, a przyjaźń wciąż trwa. 








czwartek, 19 lipca 2012

Deszcz.


Spodziewałam się, że nasze wspaniałe polskie lato nie będzie nas rozpieszczać. Co robić z dzieckiem, gdy na dworze plucha? Siedzenie cały dzień w domu ewidentnie nam nie służy. Robię się senna, zniechęcona. Tymek przynosi mi buty, stoi przy drzwiach i chce wyjść. Potrzebujemy aktywności i wtedy sala zabaw jest rewelacyjnym rozwiązaniem. Pomimo, iż w naszym mieście takowej brak, już 20 km dalej mamy ich od wyboru do koloru. Fakt, że większość przystosowana jest dla większych dzieci, ale znalazła się i taka, która idealnie nadała się na szaleństwo dla prawie półtoraroczniaka. Wybrałam się tam z koleżanką, z którą znajomość rozpoczęła się w szkole rodzenia. Nasze Chłopaki dzieli niecałe dwa miesiące różnicy, to już drugie lato, które spędzamy na wspólnych spacerach i spotkaniach. W sali zabaw Chłopcy biegali, piszczeli, zjeżdżali i mieli mnóstwo frajdy. Matki trochę się za nimi naganiały. Pisk był, gdy czas zabawy dobiegł końca. Należało się szybko ewakuować i zająć ich chwilowo chrupkami kukurydzianymi, dla odwrócenia uwagi. Po zabawowym szaleństwie Mamuśki pozwoliły sobie na dużą porcję lodów w pobliskiej kawiarni. W takie dni deszcz nam nie straszny!










środa, 18 lipca 2012

Łyżka.


Nadal jedną z ulubionych zabaw Syna naszego jest gotowanie: mieszkanie łyżkami w pojemnikach, kubeczkach, szklankach. Dokarmia też misie podając im wyimaginowany pokarm do ust z głośnym "Aaamm!"! Czasem i my się załapiemy. Zauważyłam, że  nasz szesnastomiesięczny Tymko zaczyna walczyć o samodzielność. Pokarmy rękoma zajada już od długiego czasu: owoce czy przekąski, natomiast od kilku dni domagał się samodzielnego jedzenia łyżką. Pierwsze próby wyszły znakomicie! Synko rewelacyjnie radzi sobie z łyżką. Oczywiście nie obeszło się bez poklejonych włosów, która brudna od kaszki ręka próbowała przeczesać, ale jestem dumna z Syna. Będziemy coraz częściej ćwiczyć posługiwanie się sztućcami.







sobota, 14 lipca 2012

Atrakcje.


Lubię takie dni, pełne atrakcji sprawiających uciechę Synowi. Jego radość to także i moja. Kolejnym punktem na naszej liście był Park Krasnala. Pół dnia zabawy i śmiechu. Rozczuliła i rozbawiła mnie sytuacja w sali zabaw. 3,5 letni Kuzyn Tymka zapoznał koleżankę:
- "Cześć, jak masz na imię?"
- "Mikołaj, a Ty?"
- "Wanda"
- "Cześć Wanda, a ja mam Kuzynka. Ma na imię Tymek"

Prawie trzy tygodnie razem i chłopaki są jak bracia. Przytulają się, zaśmiewają razem. Szkoda, że tak rzadko się widują, odległość ponad tysiąca kilometrów niestety nie sprzyja częstym spotkaniom.









czwartek, 12 lipca 2012

Rozrywka.

Korzystając z pobytu starszego Kuzyna, Tymko ma ostatnio zapewniane maksimum rozrywki. Zaplanowaliśmy z Dziadkami kilka ciekawych wycieczek i plan nas skrzętnie wcielamy w życie. Już druga wizyta Tymka w mini zoo okazała się świetnym rodzinnym wypadem. Połączyliśmy ją z zabawą w parku rozrywki, w którym Chłopaki szaleli bez granic. Po kilku godzinach zabawy, padli jak kawki ledwo włożeni do auta i nie obudzili się przez kilka następnych godzin. 









wtorek, 10 lipca 2012

Fryzjer.


Ze strzyżeniem Syna zwlekaliśmy dość długo, bo podobają nam się długie włoski, szczególnie w wykonaniu piórkowatym jak u Tymka. Natura poskąpiła jemu chwilowo kłaków, obdarzając go czupryną dość oszczędną. Jednakże w gorące dni, nawet ta niewielka jak na ten wiek ilość włosów zaczęła doskwierać: Syn pocił się, biegał z mokrymi włosami i często z takowymi się budził. Decyzja zapadła więc: niezbędne jest cięcie. Trochę obawiałam się wizyty u fryzjera, z marszu poszliśmy, bez zaopatrzenia spożywczego, co by Syna czymś zająć. Tymko dumnie zasiadł na specjalnym fotelu dla maluchów i po nałożeniu fartucha zastygł jak zahipnotyzowany do końca strzyżenia. Ani dźwięk maszynki, ani cięcie nożyczkami, ani czyszczenie włosów za pomocą suszarki z hipnozy go nie wytrąciły. Fryzjerka była w szoku i ja też. Zbierałam ścinane włosy do woreczka, na pamiątkę. Znajdą się w Tymkowym albumie dziecka. Z ciekawości porównałam je z tatowymi pierwszymi ściętymi włoskami, które jego Mama też zachowała. Są takie same! 




sobota, 7 lipca 2012

Wakacje.


Sześć dni trwało ostateczne pokonanie wirusa przez Syna. Biedak wymęczył się nieziemsko, schudł, zmarniał, ale nareszcie energia powraca. Niefortunnie rozpoczęły się dla nas wakacje, ale zaczynamy odbijać sobie ten stracony na chorobie czas. Synko spędza czas z Kuzynem na stałe zamieszkującym na wyspach. Tymek uwielbia dzieci. Za Mikołajem chodzi jak cień, naśladuje go, głaszcze po głowie, przytula. Patrząc na nich utwierdzam się z przekonaniu, że Syn musi mieć rodzeństwo.  







niedziela, 1 lipca 2012

Wirus.


Z ostatniego wesela przywieźliśmy nie tylko miłe wspomnienia, ale niestety i wirusa, który łapał po kolei różnych członków rodziny. Tymkowych Dziadków, Kuzynki, Ciocie. Wczorajszy pierwszy dzień wakacji pozostanie w mojej pamięci na długo, bynajmniej nie z powodu udanego rodzinnego spotkania podczas chrzcin Tymkowych Kuzynków. Tuż po 20 wirus uaktywnił się u Syna, który do 22 wymiotował pięć razy. Chlustał mlekiem w ogromnych ilościach, płakał i zlewał się zimnym potem. Zmienialiśmy pościel w błyskawicznych tempie, myliśmy go i siebie i tak bez końca. Po 22 wykończony zasnął w naszym łóżku, które przygotowaliśmy wykładając ceratami i ręcznikami, gdyż spodziewaliśmy się, że to nie koniec. Noc była nieprzespana, martwiliśmy się strasznie, nawadnialiśmy Syna, który budził się z krzykiem i dopominał się o wodę, po wypiciu której za każdym razem wymiotował. Tak było do 7 rano, później uspokoiło się. Syn popija wodę podawaną łyżeczką i zajada suche płatki kukurydziane. Podałam jemu Dicoflor. Obmyślamy plan posiłków na dzisiejszy dzień, żeby nie podrażnić żołądeczka, który tyle przeszedł.



Aktualizacja: Niestety wirus okazał się nie tylko jednodniowym zmartwieniem. Wymioty utrzymywały się także całą niedzielę, doszła wysoka gorączka powyżej 39 stopni. W poniedziałek z samego rana byliśmy już u lekarza. Zalecona ścisła dieta: ryż na wodzie, biszkopty, gotowane ziemniaki i chrupki kukurydziane. Plus woda, leki zapobiegające odwodnieniu i hamujące wymioty. Dziś wtorek, Syn nie wymiotuje, ale gorączka wciąż jest pomimo zbijania jej czopkami. Nie wiadomo skąd pojawił się kaszel. Synko jest osowiały, w ogóle się nie uśmiecha, zawodzi, jęczy, płacze. Dużo śpi. Jeśli kaszel nie minie, znowu udamy się do lekarza. Poza tym, Tata, który tak żałował Syna i mówił, żeby oddał Jemu tę chorobę doczekał się i tego. Te same objawy: wymioty, osłabienie. Zwolnienie na cztery dni. Kiszę więc w domu z dwoma chorymi Mężczyznami i ciągle tylko Ma-ma i Ma-ma...