synkowo

synkowo

sobota, 29 czerwca 2013

Wątpliwości.

Po pierwszy zebraniu w przyszłym przedszkolu Syna naszedł mnie szereg przemyśleń i wątpliwości. Wysyłamy Tymka do przedszkola jako 2,5 latka z kilku względów: po pierwsze, by odciążyć obie Babcie; po drugie, by Syn miał towarzystwo dzieci; po trzecie, by nauczył się pracować i przebywać w grupie; po czwarte, gdyż jest niezwykle lotny, w mig zapamiętuje i na pewno wiele wyniesie pracując z paniami...I zapewne jeszcze kilka argumentów znalazłoby się na tak. Po zebraniu pojawiły się jednak u mnie i te na nie, bo zdziwienie moje było ogromne, gdy to rodzice, szczególnie chłopców zaczęli reklamować swoje pociechy w sposób następujący: Noo, nasz Julek to dopiero pokaże jak zacznie gryźć i kopać; A nasz pluć!; A nasz to będzie pewnie takie sceny urządzał przed naszym wyjściem.. I tak dalej, i tak dalej. Słuchałam i nie dowierzałam. Słuchałam i zastanawiałam się, czy dobrze robię puszczając Tymka, który nie pluje, nie bije, nie kopie i słucha się nas, do dzieci, od których tych właśnie rzeczy będzie się mógł nauczyć i które te właśnie rzeczy mogą testować na Nim. Wiem, że w przyszłości też zetknie się z negatywnymi zachowaniami dzieci, na które najwidoczniej ich rodzice nie mają wpływu albo nie chcą mieć, bo miałam wrażenie, że to co mówili, ich bawi. Ale może można ten czas jeszcze odroczyć, tyle że kosztem tych wielu pozytywów, które wymieniłam wcześniej... A tak z innej beczki, Syn nasz podjął szkołę męskości i pod pretekstem obsikania mrówek na działce odważył się po raz pierwszy wysiusiać na stojąco. Zabawa z mrówkami tak się jemu spodobała, że teraz każde drzewko i krzaczek na spacerze są jego, gdy tylko pęcherz Syna przydusi, z wielką ochotą siusia na stojąco (nie obsikując się przy tym!). Wygląda to przekomicznie w wykonaniu takiego małego szkraba!


wtorek, 25 czerwca 2013

W deszczu.

Ciemne strony naszej polskiej pogody znamy wszyscy, bo chyba nie tylko na zachodzie kraju w ciągu pięciu dni z ponad 30 stopni może się zrobić 13 z bez przerwy padającym deszczem. Ale i takie anomalie nam nie straszne, Syn nie wyszedłszy na dwór po prostu stoi przy drzwiach z miną męczennika i woła: Tatelek, losę, kałuze! Będzie tak długo prosił o ten spacerek póki nie obiecam, że wyjdziemy, więc dziś pomimo naprawdę paskudnego deszczu odbyliśmy półgodzinny spacer z setką kałuż, w które Syn wchodził, wbiegał, które rozchlapywał, w których się przewracał i płakał, bo zmoczył sobie rączki (pedant). Wróciliśmy przemoczeni do suchej nitki, ale Syno zadowolony i dotleniony!





czwartek, 20 czerwca 2013

Sezon.

Sezon letni uważamy za otwarty z wielkim impetem, jeszcze na dwa dni przed kalendarzowym latem. Przyjdzie mi teraz ponarzekać, czego zbytnio robić nie lubię, ale w tym przypadku muszę. Lato lubię, ba, wakacje, wolność, pogoda..No właśnie, pogoda.. Trzy-dzie-sto-kil-ku stopniowe upały to gruba przesada. Strużki potu, które przez ostatni dni spływały po mej twarzy i ciele podczas ośmiogodzinnego pobytu w szkole w salach z dwudziestoma dziewięcioma stopniami w powietrzu to też przesada. Stanie pomiędzy korytarzem a salą, żeby poczuć choć trochę chłodnego powietrza też było przesadą i na dobre mi nie wyszło, bo dziś głos mój przypomina głos kogoś, kto ledwo żyje po dobrze zakrapianej imprezie, co nie napawa mnie optymizmem przed jutrzejszą lekcją otwartą w pracy. Ale co tam kobieto, czujesz się dobrze czy nie, z takiej pogody trzeba skorzystać, a w związku z tym, że Mąż powrócił z 10 dniowej wyprawy motocyklowej na Korsykę i trochę się z Synem stęskniliśmy, udaliśmy się na rodzinny wypad nad jezioro. Frajda to słowo nieadekwatne do tego, co przeżywał tam Syn. Ja zamoczyłam nogi do kolan, Tymek natomiast rzucał się cały do wody imitując pływanie, wchodził po szyję za rękę z Tatą, wyrzucał błotko i budował zamek i gdyby nie to, że w pewnym momencie sam poczuł, że jest Jemu zimno, nieźle szczękając zębami, pewnie nie dałoby się Syna z wody przegonić. A pierwsze słowa Tymka dzisiejszego poranka to: Nad leziolo, jechać!





wtorek, 18 czerwca 2013

Zaskakuje.

Tymek zaskakuje nas każdego dnia, a ostatnio o coraz częściej rozbawia. Oglądając z nami prognozę pogody z powagą stwierdza: Buza będzie! Gdy coś jemu upadnie wykrzykuje: Mateldyja! A gdy rano przypełza do naszego łóżka nachyla się nad Mężem i pyta: Tatusiu, umies lećko zlobić? Gdy na dworze temperatura przekracza 25 stopni Syno stwierdza: Uf, goląco! Często paluszkami dotyka naszych stóp i z uśmiechem mówi: Giligiligili, oczekując, że będziemy się pokładać ze śmiechu. Ostatnio nabyte umiejętności to: mówienie Na zdlowie, gdy ktoś kichnie, podciąganie majtusiów po załatwieniu się (z różnym skutkiem) i wymienienie miasta, w którym mieszka (pracujemy nad ulicą). Pięknie, naprawdę pięknie jak na dwulatka bezbłędnie odmienia wyrazy, mówi na przykład: Panowie jadą; to jest Mamusi (wyrywając Kuzynom moją torebkę, którą chcieli się bawić), jedziemy do Babci Dany, czy Eli. A gdy się naje, choć to nieczęsty widok, stwierdza z zadowoleniem: Pełny bzusek, pycha! Chciałoby się całować i przytulać tego zabawnego brzdąca, każdego dnia, w każdej godzinie i minucie!


niedziela, 16 czerwca 2013

Zaopatrzenie.

Od kilku tygodni rozpoczęłam czynności jakże przyjemne-wyszukiwanie zaopatrzenia ciuchowego dla Tymka do przedszkola. Jako, że Syno od września dołączy do grupy trzylatków, niezbędne będą: pidżamki (maluchy leżakują), dresy (najwygodniejsze przedszkolne spodnie), bluzy z długim rękawem (Syno wszedł już w rozmiar 104), a przy okazji poszukiwań, jak zwykle trafiło się kilka nieplanowanych rzeczy po drodze. Pidżamki nabyłam w Mothercare angielskim, gdyż do polskiego stacjonarnego sklepu mamy 120 km. W Anglii za wysyłkę do Polski liczą sobie jak za zboże, więc zamówiłam paczkę na adres brata, który odwiedzi nas w wakacje. Spodnie dresowe, obowiązkowo ze ściągaczami, znalazłam w H&M (granatowe) i Reserved (szare). Paski uwielbiam, co doskonale pokazują moje trzy kolejne zdobycze, rozpinany sweter ze Smyka oraz pasiasta bluza z pomarańczowym akcentem oraz bluza z Reserved z ukochanym przeze mnie kolorem melanż, w którym Syno zawsze wygląda rewelacyjnie! Dokupiłam także majteczek w związku z całkowitym odpieluchowaniem Syna oraz skarpetek w Smyku, a z zakupów nieplanowanych przytrafiły się spodnie typu chino podczas wyprzedaży w Reserved i T-shirt z sową, do zakupu którego nie tylko skusił mnie jej wygląd, ale i jego cena!













wtorek, 11 czerwca 2013

Przyjaźń.

Pisałam niejednokrotnie jak wielką jestem szczęściarą, że posiadam przyjaciół. Przyjaciółki me, choć oddalone obecnie o setki, a nawet tysiące kilometrów ode mnie są nieodzowną częścią mego życia. Są zawsze wtedy, gdy ich potrzebuję, są w najcudowniejszych jak i najtrudniejszych momentach mojego życia. Nasza historia zaczęła się w liceum, gdy spotkałyśmy się we cztery zbuntowane, zwariowane i chcące przeżyć wspaniałą 'młodość'. Już wtedy obstawiałyśmy, która to pierwsza wyjdzie za mąż, urodzi dzieci. Na corocznych wakacjach pod namiotami upijałyśmy się i plotkowałyśmy do rana. Czasem zaklinamy się, że pomimo upływu lat i trzydziestki na karku, mając mężów a co niektóre dzieci przeżyjemy deja vu i jeszcze raz powitamy wschód słońca na plaży nad jeziorem. Przyjaciółki me są prawdziwymi przyjaciółkami, stały pod drzwiami, gdy rodziłam Tymka, były ze mną w dniu ślubu. Jedna z nich gratulowała mi odebrania dyplomu, inna jako pierwsza zobaczyła ze mną dwie kreski na teście ciążowym. Ilekroć myślę o naszej relacji, o tylu latach spędzonych razem, o tylu wspomnieniach, doceniam, jak cudownie jest mieć kogoś takiego na świecie, dla kogo zawsze, bezinteresownie będziesz jedną z najważniejszych osób. Właśnie takimi osobami są One dla mnie.







poniedziałek, 10 czerwca 2013

Atak.

Kto by pomyślał, że niewinna wizyta na działce, a później w Dziadkowym ogrodzie skończy się dla Syna tak niekorzystnie. Niedzielne późne popołudnie spędziłam u Teściów w ogrodzie, spijając kawę z Teściową na tarasie i dyskutując to nad wyborem kuchni, to nad aranżacją łazienki. Tymczasem Syno wykonywał wiele innych ciekawych czynności w ogrodzie: podlewał piwonie, zamiatał taras, wylewał sobie wodę na buty, karmił ryby w stawie, chodził z dziadkiem do altany robić bim-bam w dzwon, wypatrywał na niebie samolotów wołając : Siamolot, leci! Silnik ma! Wizyta jakże przyjemna nie skończyła się jednak dobrze dla Syna, bo wróciwszy do domu odkryłam na jego ciele dziesiątki ugryzień komarów na twarzy, szyjce, stopach, rączkach, nóżkach, które spać Synowi dziś nie dawały, tak się biedak drapał. Jak się okazało, nie tylko te szkodniki zaatakowały Tymka, bo dziś ze spuchniętym i czerwonym okiem udaliśmy się do lekarza. Diagnoza-meszki. Te okrutniki musiały cichaczem ścignąć Tymka, gdy niczego nie świadom oddawał się ogrodniczym czynnościom, a może i wcześniej dopadły go na działce, po której biegał kilka godzin? Mamy Zyrtec, mamy maść, mamy wapno i czekamy. Ale od dziś dnia potrójnie zaopatrzeni jesteśmy w aptekowe odstraszacze i będziemy bardziej niż zawsze czujni i uważni. Synowy wygląd jest godny pożałowania, mam nadzieję, że na dniach bąble i opuchlizna zaczną znikać.







niedziela, 9 czerwca 2013

Wakacje.

Sezon (prawie) letni rozpoczęliśmy dziś Synową pierwszą kąpielą na świeżym powietrzu. Dziś też dotarło do mnie po raz pierwszy, że niecałe trzy tygodnie dzielą mnie od wakacji i odpoczynku od szkoły! Zwykle o tej porze roku czułam już dreszczyk emocji związany z końcem pracy, tymczasem ten rok jest inny i obfituje w tyle wydarzeń, że o wakacjach jakby zapomniałam. Zdaje się jednak, że Syn wakacje wyczuwa, bo dziś szaleństwie w wodzie nie było końca, radości i przyjemności ze zjedzenia babcinego ciasta z truskawkami, łącznie z wylizaniem talerza. Wakacje te dla Syna będą wspaniałe z kilku powodów: po pierwsze, spędzi dwa tygodnie nad morzem, po drugie, towarzyszem jego wakacyjnych wojaży będzie Kuzyn, na którego bardzo czeka i z którym mam nadzieję, znajdą wspólny język. Ostatnim razem, gdy widzieli się w styczniu Syn mówił niewiele, nad czym Mikołaj lubiący sobie pogadać ubolewał. Po trzecie, tuż po wakacjach Syna czekają zmiany, rozpocznie edukację przedszkolną, przeprowadzi się i dostanie swój własny pokój, a którym Matka nie waży się więcej postawić suszarki z praniem ani odkurzacza, jak to się ma obecnie. 






czwartek, 6 czerwca 2013

Lubi.

Wypełniając Synowy album dziecka z okazji ukończonych dwóch lat miałam największy problem z ulubionymi potrawami Tymka. Jego menu jest znacznie ograniczone i w większości wciąż podstawą są produkty mleczne. Syno je mało, zachęcany i zabawiany. Ostatnio jednak wyklarowały się 3 rzeczy, które Syno baardzo lubi i po które chętnie sięgamy. Pierwsze z nich to truskawki. Jako że są już dostępne, znosimy je do domu koszykami, a Syno woła: Mamusiu, tluskafki tosę! A jak prosi, to dostaje i zajada się nimi ze smakiem. Drugim dość zaskakującym ulubieńcem Syna są ogórki. Lubi je w postaci każdej: kiszone, korniszony, małosolne, ale szczególnie upodobał sobie ostatnio ogórki świeże. Matka pogina więc na targ dwa razy w tygodniu i owe ogórasy dla Syna znosi. Kolejnym top warzywem dla Tymka są surowe marchewki. Chrupie je Syn ze smakiem niemałym i zapas marchewkowy w domu składujemy. Patrząc na Tymkowe menu stwierdzam, że nie jest tak  źle, bo koniec końców przynajmniej jakieś warzywa i owoce się przez Synowe posiłki przewijają. 




niedziela, 2 czerwca 2013

Kawałek.

Jak fajnie jest mieć kawałek trawy i terenu na świeżym powietrzu. Niezmiennie porą wiosenną i letnią zazdroszczę wszystkim, którzy mają dom, przez wzgląd na ogród. Całe szczęście, że Dziadkowie posiadają działkę, do której po niedługiej przeprowadzce będziemy mieć na pieszo pięć minut drogi. Syno działkę uwielbia, bo jest piaskownica, bo są samochody do zabawy, bo można biegać, zrywać porzeczki, wrzucać kamyki do beczki z wodą, grać z Dziadkiem w piłkę, a gdy przyjdzie spadek sił zdrzemnąć się w domku. Można też pomóc Babci zrywać rukolę, twierdząc, że to trawa, pozachwycać się wiatraczkiem-żabką, pogrzebać trochę w babcinych kwiatach, dorzucając do nich błota z piaskownicy. Jednym słowem, raj dla Tymka, a i dla nas fajna odskocznia. By na świeżym powietrzu odsapnąć, poczytać książkę, z przyjemnością podpatrywać zabawy Syna,  zjeść wędzone pstrągi tudzież smaczną mieszankę ziemniaczano-kapuściano-kiełbasianą z kociołka z ognia. 









sobota, 1 czerwca 2013

Świętowanie.

Nasze świętowanie Dnia Dziecka zakłócone zostało częściowo przez brzydką pogodę, deszcze nie odpuszczają, lecz gdy tylko przejaśniło się, udaliśmy się z Synem na festyn pierwszoczerwcowy. Tymek miał okazję zasiąść za kierownicą prawdziwego wozu strażackiego, co wywołało w Synu emocje niemałe-nie chciał z wozu wysiąść. Syno nakarmił też cielaczki trawą i był świadkiem otwarcia nowego placu zabaw na osiedlu, gdzie mieszkają Dziadkowie, po czym na owym placu poszalał nieco. Z okazji Tymkowego święta dziecko zgarnęło sporo prezentów: puzzle z Czuczu, 27 elementowe nowe wyzwanie, śmieciarę z Lego Duplo wybraną po raz pierwszy osobiście przez świętującego (można się było tego spodziewać, ma ijoijo), koszulkę z autkiem, księgę baśni z Lidla (bo jest tam uwielbiany Czerwony Kapturek!) oraz pociąg drewniany z wagonikami z serii mała rzecz, a cieszy, pół dnia Syno może przejeździć owym pociągiem!