synkowo

synkowo

piątek, 31 sierpnia 2012

Jesień.


Coraz chłodniejsze i krótsze wieczory przypominają mi, że wkrótce nadejdzie jesień. Nie jest to moja ulubiona pora roku, jednak zawsze upajam się słoneczną jesienią, z kolorowymi liśćmi i niepowtarzalnym klimatem. Oczyma wyobraźnie widzę już, jak zbieramy kasztany z Synem. Na tę jesień czekam inaczej niż zwykle, bardziej, bo im bliżej do niej, tym bliżej do naszego ślubu. Ostatnie miesiące przepełnione są myślami o nim, planowaniem, kupowaniem, decydowaniem w atmosferze radości, ale i stresu. Chcąc nie poddać się zabobonom do ślubu założę perły. Buty w kolorze fuksji czekają na swój moment. Nie mogę doczekać się włożenia obrączki, którą wybrałam. Ostatnio smsowałam z przyjaciółką, która napisała, że będzie to najpiękniejszy dzień w życiu mym. Odpisałam, że nie przebije on dnia porodu Syna naszego i jestem o tym przekonana.



niedziela, 26 sierpnia 2012

Wycieczki.

Okazało się, że zakup fotelika rowerowego dla Syna był jedną z naszych lepszych decyzji. Fakt, że zamieniliśmy wersję Hamax Smiley na Hamax Siesta, gdyż Tymek notorycznie zasypia podczas wycieczek. Siesta rozkładany jest pod kątem 20 stopni, więc Syn może spokojnie kimać w trakcie jazdy. Wycieczek mamy sporo, nawet podczas kilkugodzinnych wypraw Synko nie marudzi, rzekłabym, że uwielbia jeździć w foteliku. Zaopatrzamy się w prowiant, owoce, chrupki, wodę i ruszamy. Nawet podczas trudniejszych leśnych tras Tymek jest zadowolony. Przerwy też robimy, na wybieganie się, tudzież zwiedzanie ciekawych obiektów: koparek, pociągów, karetek. Ostatnio Tymko otrzymał przyjaciela wycieczek, Pluta, którym trąbi nieustannie z wielkim zadowoleniem.








poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Urlop.


Przekalkulowaliśmy, że tegoroczny urlop spędzimy na miejscu. Początkowo planowaliśmy rodzinny wypad nad polskie morze, ale niepewność pogody, a zarazem wizja jednego ręcznika przy drugim na plaży, jeśli już takowa się trafi, skutecznie nas zniechęciły. Uznaliśmy, że wodę mamy dużo bliżej domu, a chodziło nam głównie o frajdę dla Syna, bo nie oszukujmy się, nie wypoczniemy z nim tak czy siak. Siedemnastomiesięczne dziecko ma niespożyte pokłady energii, czasem patrzymy z niedowierzaniem. Wypady nad jezioro są dla Tymka idealne: wyławianie kamyczków z wody tudzież błotka, chlapanie, podkradanie zabawek innym dzieciom, krótka przerwa na lunch i sen i ponownie wodne szaleństwo. Korzystamy, póki jest pogoda i póki Tata ma urlop. Za chwilę ruszy ponownie machina wrześniowa, trochę mi żal, że wakacje zbliżają się ku końcowi.  






czwartek, 16 sierpnia 2012

Dziecko.

Jedna z mych uczennic z szóstej klasy, szesnastoletnia, dwa dni temu urodziła córkę. Dziś spacerowała po ulicy już bez brzucha i bez dziecka, zostawiła je w szpitalu. Uderzyło mnie to strasznie i sprawiło, że naszło mnie na przemyślenia i wspomnienia. Kiedy rodzi się instynkt macierzyński i czy może się wcale nie narodzić? Czy ta matka, która wydała na świat swoje dziecko i pozostawiła je samo będzie o nim myśleć, czy kiedyś będzie się zastanawiać kim ono jest? Czy to dziecko ma szansę wychować się w pełnej rodzinie, otrzymać miłość i wsparcie? Przykre, jak różnie toczą się nasze losy. Dla mnie narodziny mojego Syna były najpiękniejszym dniem w życiu, dla niej narodziny jej Córki pewnie jednym z najgorszych... 


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Woda.

Syn nasz od urodzenia uwielbia wodę. Kąpanie się od samego początku sprawiało jemu ogromną radość, natomiast obecnie wyjście z wanny odbywa się po negocjacjach, które zwykle spełzają na niczym. Po dwudziestu kilku minutach spędzonych przez Syna w wannie, przygotowani już do akcji wyciąganie dziecka, pytamy: Wychodzimy? Na co Tymek z uśmiechem: eee yy mm (nie) i rzuca się całym ciałem do wody, wiedząc, że jeszcze trudniej będzie go wyjąć. Takich podejść robimy zwykle kilka, później jest akcja "wrzask" i na siłę wyjmuję Syna, a Tata niesie go w ręczniku do pokoju, wyciera i ubiera do spania. Co lepsze, Syn WCALE wody się nie boi. Po ostatniej wizycie na basenie, gdy piszczał z radości, rzucał się pod wodę niejednokrotnie mocząc całą głowę i szalał ile miał sił, po półtorej godzinie musiałam delikwenta zawinąć w ręcznik i siłą wynieść z basenu do przebieralni, bo nie było najmniejszych szans, by chciał wyjść stamtąd o własnych siłach. Podobnież też było dziś nad jeziorem, pomimo tylko 20 stopni w powietrzu, Syna nie dało się utrzymać na kocu, woda, która mnie się wydawała zimna, dla niego była idealna. Zamiast rekreacyjnie odpoczywać do wieczora nad brzegiem jeziora, musieliśmy wracać do domu wcześniej, w obawie, że Syn się zaziębi, bo za żadne skarby nie dało się go wyciągnąć z wody i utrzymać z dala od niej, gdy była z zasięgu jego wzroku. 




piątek, 10 sierpnia 2012

Podróż i odwiedziny.

Z Niną poznałyśmy się na studiach magisterskich i dość szybko znalazłyśmy wspólny język. Przez cały czas trwania studiów spotykałyśmy na kawach, obiadach i pogawędkach. Dwa lata minęły od skończenia naszej edukacji, a my wciąż pozostajemy w kontakcie. Gdy dowiedziałam się, że Nina przeprowadza się do Edynburga, uznałam, że to ostatni moment, by mogła poznać Syna naszego. Wpakowałam go więc dziś do auta i trochę z duszą na ramieniu przebyliśmy po raz pierwszy tylko we dwoje podróż dwugodzinną, ponad stukilometrową. Obawiałam się awantury fotelikowej, Tymek coraz częściej buntuje się przy dłuższej jeździe i wiedziałam, że jadąc sama, niewiele oprócz śpiewu mogę zdziałać. Jednak świadomie wyjechałam w godzinach jego pierwszej drzemki, bo po godzinie Syna zmogło i zasnął. Z powrotem wymęczony bieganiem, nowościami i emocjami padł, gdy ledwo odpaliłam silnik i obudził się tuż przed domem. Odwiedziny nasze przebiegły we wspaniałej atmosferze. Czułam się, jakbyśmy pojechali do rodziny. Mama Niny uraczyła nas przepyszną szarlotką i rewelacyjnymi domowymi pierogami. Tymek zrywał i zjadał borówki z krzaka, karmił ryby, biegał, oglądał żaby w stawie, bawił się autkiem od Cioci Niny, huśtał się na hamaku i miał frajdy co nie miara. Życzyłabym nam więcej dni w tak sielskiej atmosferze. 













wtorek, 7 sierpnia 2012

Rowerzyści.

Trochę zainspirowana wpisem Clatite, a trochę z chęci znalezienia nowego sposobu spędzania rodzinnie czasu, zakupiliśmy zestaw rowerowy dla Syna. Poczytaliśmy, podyskutowaliśmy i nabyliśmy fotelik Hamax Smiley, który można montować do rowerów bez bagażnika. Oboje posiadamy rowery górskie MTB, więc inna opcja nie wchodziła w grę. Kask wybrał Tata, a mnie ten wybór niesamowicie się spodobał. Kask Author jest leciutki i mniemam, że wygodny, choć początkowo Syn nie chciał go włożyć na głowę, dopóki rower nie ruszył. Pierwsza wycieczka była zaskoczeniem dla Syna, był zdziwiony, ale zadowolony. Dumnie siedział z tyłu roweru Taty, ja się nie podjęłam wiezienia dziecka. Z moimi zdolnościami bycia sierotą, wolę nie ryzykować wypadku, upadku i tym podobnych. Druga natomiast wspólna wyprawa była już hitem, trwała ponad dwie godziny, w ciągu których Tymek zdrzemnął się 15 minut. Wtedy też pożałowaliśmy, że nie kupiliśmy wersji rozkładanej, bo głowa Syna latała we wszystkie strony i szkoda mi było biedaka. Być może zamienimy fotelik na ten dla śpiochów w najbliższym czasie. Takie wspólne wycieczki są wspaniałe, czekamy aż Tata wróci z pracy, jemy wspólnie obiad i hops na rowery. Do lasu, do miasta, obok stawku oglądać kaczki, na PKP zobaczyć pociąg, bocznymi drogami poobcować z naturą i nacieszyć się jeszcze ciepłym letnim powietrzem. Ba! Dziś na przykład Mamuśka powróciwszy z basenu zastała swych mężczyzn gotowych do wyjścia na rower, samych, we dwóch, a ona miała chwilę dla siebie i dzięki temu stworzyła tego posta. 








poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Przymierzalnia.


Jako mało dziewczynka bardzo lubiłam chodzić w butach mojej Mamy. Wyciągałam je z szafki, ustawiałam, przymierzałam. Interesowały mnie głównie buty na obcasie. Syn nasz przynajmniej raz w tygodniu też urządza sobie zabawę w przymierzanie. Jednakże jego celem stają się buty sportowe i codzienne, królują moje trampki czy górskie trepy Taty. Co mnie czasem razi u rodziców, to dziwne dzielenie zabaw na chłopięce i dziewczęce. Od chłopców wymaga się, by bawili się samochodami, broń Boże nie lalkami. Mój brat miał dwa lata, gdy ja się urodziłam. Mama pchała wózek ze mną, on miał swój z lalką. Całować wolno tylko dziewczynki, co by nie popaść w złe nawyki. Takim podziałom mówię stanowczo NIE! Syn nasz dostał zestaw do gotowania, który wciąż sprawia jemu wiele frajdy, całował się i przytulał sporo ze swoimi Kuzynami-chłopkami i bawi się lalkami, gdy ma tylko okazję takowe dopaść. Ma ubrania w  kolorze czerwonym, malinowym i fioletowym. A na bycie mężczyzną przyjdzie jeszcze czas. Na razie jest po prostu dzieckiem!






środa, 1 sierpnia 2012

Ofiara.


Synek nasz od dłuższego czasu wręcz uwielbia pisać. Nie bronimy jemu, bo przecież im szybciej dziecko nauczy się sprawnie posługiwać długopisem, tym lepiej. Pilnujemy natomiast i uczulamy go, że pisać można tylko po kartce. A czy kartka w słowniku to nie kartka? Dziś pierwszą ofiarą Tymkowej fascynacji pisaniowej padł mój słownik, przywieziony z Paryża na pierwszym roku studiów. To trwało dosłownie kilkanaście sekund, gdy zobaczyłam uśmiech i dumę na twarzy Syna z wykonanego dzieła, zawołał mnie nawet triumfalnie, bym obejrzała. Fakt, wina matki, bo długopis dostał się w ręce Tymka bez nadzoru. Merde! ;)