synkowo

synkowo

wtorek, 30 lipca 2013

Inne.

Te wakacje są inne niż wszystkie, na pełnych obrotach. Zbudzona Synowym wołaniem w nocy, nie mogę już zasnąć myśląc: jaka szafa, jaki klop, jakie ściany, jaki narożnik. Budzę się i szperam po internetowych sklepach w poszukiwaniu tych wymyślonych kafli, kursuję małe miasto-duże miasto, żeby oglądać. Nabieram coraz większych wyrzutów sumienia, że nie poświęcam czasu Synowi. Ale jak to wszystko pogodzić? Decyzje związane z wyborem kolorów i aranżacji Mężu pozostawił mnie, co szczerze mówiąc cieszy mnie bardzo, bo nie zawsze lubię kompromisy. Zastrzegł tylko, że będzie miał w salonie fotel, wielki, skórzany, wygodny, jego. W którym będzie czytał książki i słuchał muzyki. A reszta? Resztę widzę w szarościach, wzięło mnie na szary. Będzie więc szaro-biała kuchnia i szaro-czerwona łazienka. Tymko stanie się posiadaczem miętowo-czerwonego pokoju, choć wciąż szukam idealnej mięty. Po ostatniej półtoragodzinnej wizycie z Synem na polu bitwy, wynudzony Tymek oznajmił: Nie lubiem mieskanka! Ale co tu się dziwić, jak dziecko tak się wynudziło, że znalazło sobie zabawę w postaci przerzucania małych resztek gruzu klamerką. 


                                           Nasza przyszła szaro-czerwona łazienka ;)

środa, 24 lipca 2013

Cwaniak.

Jak się okazuje bycie odpieluchowanym ma nie tylko sporo zalet dla Rodziców, ale i sam Syn mocno korzysta. Ostatnim numerem jeden w wykorzystywaniu Rodziców jest właśnie wersja 'na siku'. Otóż, gdy Syno na przykład nie ma ochoty iść po schodach, krzyczy: Siku, ja siku kcę! i Matka rach ciach Syna na ręce i wbiega na czwarte piętro, no bo jak, prędko trzeba, nie wytrzyma przecież! Gdy Syn nie ma ochoty dłużej jechać samochodem, też sobie siku zawoła, a co tam, przecież się zatrzymają i o ile piękniejszy będzie świat. Oczywiście siku ani widu ani słychu po takowej akcji, ale przecież uwierzyć Synowi musimy, bo może wołać zaprzestanie, jak braknie zaufania. Podobnież było podczas dzisiejszej wizyty na basenie. Wróżę Tymkowi karierę kaskadera, tudzież piromana, cokolwiek, byle z ryzykiem i strachem, czyli przeciwieństwo Matki ewidentne. Syn nasz bowiem zobaczywszy rurę do zjeżdżania z wodą, rzekł: Ja lulą jechać i Matka, z drżącymi nogami i walącym sercem, z lękiem wysokości wspięła się na góóórę i z Synem zjechała. Zwykle stronię od takich atrakcji ile mogę, ale czego się nie robi dla dziecka? Myślę, zjadę raz i odpuści, w końcu Mikołaj, gdy tylko wspiął się na górę, a starszy od Tymka lat dwa, wybuchł płaczem i oznajmić raczył, że nie zjedzie. Ale po pierwszym zjeździe Syno zachwycony krzyknął: Jeście laz! Więc wspieliśmy się drugi i trzeci i czwarty, aż w końcu udało mi się zaciągnąć go do brodzika, gdzie po kilku minutach zawołał siku. Lecimy więc na złamanie karku, po śliskich kaflach, byle do tojlet prędko dotrzeć, aż tu nagle Syno skręca i do wodnej rury się zbliża. Mówię więc: Siku chciałeś. Na co Syn rzeknie: Lulą jechać! I tak mały cwaniak wyniuchał, że rura jest obok toalety. 

                           Zdjęcie z cyklu: Babciu nieś mnie, kolanko mnie boli.. (stały numer, gdy w pobliżu jest Babcia)

niedziela, 21 lipca 2013

Stópki.

Synowe stopasy są niezmiennie uwielbianą przeze mnie jego częścią ciała. Mam nadzieję, że jeszcze przez długi czas tak będzie, choć jeśli nie przestaną rosnąć w tempie w jakim obecnie się powiększają, istnieje uzasadniona obawa, że nim Syn zacznie edukację szkolną, przeskoczy Matki rozmiar 37. Od drugich urodzin Syno nosi rozmiar 25, z którego obawiam się na jesieni już wyrośnie, i o ile kupowanie skarpetek sprawia mi mnóstwo frajdy i dzięki ich elastyczności starczają na parę miesięcy, o tyle kupowanie butów już nie wygląda tak kolorowo. Lubię, gdy Syn ma kilka par obuwia, które Matce wpadło w oko, niestety nacieszyć się na Synowej stopie mogę wybranymi butami zbyt krótka, bo ona wciąż rośniee. Nasze ostatnie nabytki z Next: gwiazdkowe trampy i małpkowe skarpety.
 




środa, 17 lipca 2013

Dialogi.

Podczas naszego tygodniowego pobytu nad Bałtykiem Syn przebywając z 4,5 letnim Kuzynem  poczynił jeszcze większy postęp w mówieniu. Tworzy zdania, jakich nie powstydziłby się rasowy trzylatek, a że Mikołaja nie odstępował prawie że na krok, udało mi się zarejestrować kilka zabawnych dialogów, które w wykonaniu chłopców brzmiały po prostu rewelacyjnie!

Dwa niejadki pierwszego dnia w stołówce. Odmawiają zjedzenia czegokolwiek, nawet kotleta, którego zwykle lubią. W końcu Tymek wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do Mikołaja.
Tymek mówi: Jedz!
Mikołaj wściekły: Nie każ mi co mam robić!

:)

Tymek wchodzi do toalety, gdy Mikołaj szykuje się do sikania:
Staje koło muszli i pyta: Umies?
Mikołaj: Umiem. 
Mikołaj sika. Tymek śmieje się, bije brawo i krzyczy: Huullaa, blaawo!

:) 

Chłopaki jedzą płatki Cornflakes "na sucho" z jednej paczki. Nagle Tymek pyta Mikołaja: Mas pełny bzusek? 
Mikołaj mówi: Mam! I sięga po kolejną garść płatków, mówiąc: Ale będę miał jeszcze pełniejszy!

:)

Tymek przechodzi obok pana, który pali papierosa i mówi:
Tatelosy, nie lubiem tatelosów 

:)

Mikołaj dłubie w nosie.
Tymek podchodzi do niego i krzyczy: Nie dłubaj w nosku!
Mikołaj mówi: Ja nie dłubam, tylko myślę

:)

Tymek, zainspirowany zawartością lodówki podchodzi do Mikołaja i pyta:
Lubis piwo?
Mikołaj mówi: Nie!
Tymek na to: Piwo, ble!

:)

Tymek do Mikołaja idąc wieczorem spać do swojego pokoju:
Blanoc Kołajku! (czyt. Dobranoc Mikołajku)

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rodzice.

Jak bardzo różni są rodzice dzieci przekonać się można najlepiej na wakacyjnym wyjeździe. Nadmorskie tereny to skupisko rodzin z dziećmi, małymi i większymi, płaczącymi, leżącymi i biegającymi. Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć chcąc czy nie chcąc (z naciskiem na to drugie), na przykład tego, że trzylatka naciągnęła matkę na czterdzieści złotych na zabawę na maszynach grających, a jak dziołcha się dalej awanturowała, matka myślała, że jej przyłoży. Albo tego, że plaża, a szczególnie miejsce przy falach to doskonałe miejsce do tego, by dziecko mogło zrobić siku, no bo przecież fale do morza zabiorą i śladu nie będzie, w czym problem, he? Szokuje mnie czasem do granic możliwości prostota ludzi. Nasi chłopcy raz skakali na dmuchanym zamku i trzy razy naciągnęli nas na maszyny. Gdyby nie nadgorliwy Dziadek, pewnie przeszliby obok bez echa. Mikołaj skorzystał, Tymek to człek bojaźliwy i wolał jeździć na sucho, ku uciesze rodziców. Jako, że Syn nasz od dwóch miesięcy jest odpieluchowany, zwarci i gotowi trzymaliśmy nocnik za parawanem, a siuśki wynosiliśmy daleko za teren plaży. To rodzic uczy kultury, to rodzic uczy zachowań. 





sobota, 13 lipca 2013

Morze.

Decyzja o wynajęciu domku dwupokojowego, z telewizją kablową była nadzwyczaj słuszna. Najwyraźniej uznano, że cztery dni pięknej pogody nam wystarczą i zmieniła się ona diametralnie w wietrzno-deszczową aurę, w trakcie której nawet krótkie wychylenie głowy za drzwi domku kończyło się prawie jej urwaniem. Ale że dzieci miały przestrzeń, to bawić się mogły nie tylko furą zabawek przywiezioną na okoliczność brzydkiej pogody, ale i nowymi karetkami sprawionymi im przez Dziadków, wyposażonymi w strzykawkę, termometr i tym podobne, dzięki którym można nie tylko karetką jeździć, ale ze wszystkimi członkami rodziny bawić się w lekarza. A w chwilach zmęczenia chłopcy zasiadali wygodnie na kanapie i bajkę oglądali. Cztery pierwsze dni, gdy to świeciło słońce spędziliśmy naprawdę fajnie, plażując, bawiąc się, kąpiąc, puszczając latawiec, zwiedzając Park Wieloryba, spacerując, jedząc niezliczone ilości gofrów, lodów, szalejąc na placu zabaw i grillując. Pierwsza część wyjazdowych wakacji za nami, na drugą czekamy do sierpnia!

















wtorek, 9 lipca 2013

Urlop.

Po tygodniu szaleństwa, biegania, zmęczenia, zdzierania tapet, stresu, żeby ze wszystkim zdążyć i krótkiego snu udało nam się spakować o 22 w wieczór przed wyjazdem. Wyrwaliśmy się z Synem na urlop. Urlop z Dziadkami to zdecydowanie fajny urlop, nawet jeśli pod opieką mamy dwoje dzieci. O odpoczynku fizycznym mowy nie ma, bo pilnowanie dwóch chłopców (jest z nami synek mojego brata, Mikołaj) to jedna wielka bieganina.  Ale psychicznie wyłączyłam się zupełnie, zapomniałam o stresie związanym z remontem, o milionach decyzji, które przede mną. Dodając do tego piękną pogodę, po trzech dniach stwierdzam, że postanowienie o wyjeździe w trakcie remontowego zamieszania było słuszne. 



czwartek, 4 lipca 2013

Z życia.

Chciałoby się Synowe spostrzeżenia i dialogi wszystkie zanotować i odtworzyć za lat kilka. Tymek jest chłopcem bardzo otwartym, towarzyskim, lubiącym dyskusje. Syn bacznie obserwuje i kopiuje. Nasze dialogi są już na bardzo wysokim poziomie i czasem Tymek zaskakuje swoją spostrzegawczością. Wskazując na spory pieprzyk na Tatowym ciele stwierdza: Duzego komala mas. Kukając do łazienki podczas Tatowej kąpieli rzuca: Kąp się Tatusiu ładnie. Pokazując kolano, które obdarł w trakcie spaceruje, gdy odmawiał trzymania się za rękę, mówi: Nie słuchałem Mamusi. Przypełzając o szóstej rano do naszego łóżka podnosząc z każdym powtórzeniem głos krzyczy: Tatusiu, pobuuudka, pobuuuudka! A podczas naszej ostatniej podróży samochodem namierzając cel palcem wypalił: Baba jedzie! (Tatowa szkoła). Poza tym oprócz rozgadania przyszedł i czas na dąsy i nie wiedzieć skąd Syn nauczył się obrażać. Robi to w sposób przekomiczny, zwykle odchodzi na bok, spuszcza głowę i udaje, że nikogo nie słyszy, nie reagując na żadne pytania. Choć staram się zachować powagę i mówić, że takie zachowanie mi się nie podoba, to czasem ciężko mi się opanować. Obraża się głównie za to, że czegoś nie może dostać. Focha w wersji Tymkowej przedstawiam poniżej, tu: foch, bo Kuzyn nie chciał mi dać pisaka!