synkowo

synkowo

poniedziałek, 28 maja 2012

Niezbędniki.

Z powodu nagłego przyrostu Syna, szczególnie jeśli chodzi o wzrost, zmuszona byłam trochę odświeżyć jego garderobę. Body w rozmiarze 12-18 miesiąca już ledwo dopinają się w kroku, więc takowe w większym rozmiarze były priorytetem. Nie oszukujmy się, Syn będzie wysoki, co jeśli chodzi o mężczyzn uważam za ogromną zaletę. Może nie doścignie 1,92 m Taty, bo Matka ledwo 1,67 wyciąga, ale już teraz wzrostem przerasta swoich rówieśników. Jesteśmy fanami Tesco, szczególnie tego angielskiego, z którego paczka kurierem za niecałe 5 funtów przylatuje w góra cztery dni. Bodziaki w łódeczki skradły moje serce, podobnie jak pidżamki z autobusami. Jako że postanowiłam dłużej nie grzać Syna w śpiochach, taka nocna garderoba sprawdza się znakomicie. Z myślą o czerwcowych chrzcinach Kuzynków, a pogoda może być wtedy różna, zakupiłam też ten oto prosty sweterek, rozpłynęłam się, gdy założyłam go Tymkowi. Wyglądał nadzwyczaj elegancko! Jako że nocnikujemy Tymka od ósmego miesiąca powoli zbliża się czas próby majteczkowej. Fakt, że Synko załatwia się tylko po spaniu, czasem nie chce wcale usiąść na nocnik, ale bardzo wiele udanych prób za nami. Tym samym majtasy w czachy sprawdzą się szczególnie na działce, gdzie na pewno Tymko będzie biegał bez pieluszki. Skarpetki zamówiłam z myślą o jesieni, długie, gdyż tych krótkich letnich mamy pod dostatkiem. Ubrania z Tesco bardzo sobie chwalę, prane wielokrotnie nie nieszczą się, nie blakną, nie kurczą. Fakt, że większość zamawiamy z Anglii, bo u nas kolekcje różnią się znacznie. Tescowe rzeczy przystępne cenowo, a po zapisaniu się do newslettera zawsze przysyłają informację o promocjach, przynajmniej raz na dwa miesiące jest 25% zniżki na cały asortyment ubraniowy.







niedziela, 27 maja 2012

Mama.

Największy komplement jaki słyszę od I. związany z macierzyństwem to, gdy mówi do Tymka: Też chciałbym mieć taką Mamę lub Masz najlepszą Mamę na świecie. Zawsze chciałam mieć potomstwo, uwielbiam dzieci i od zawsze wiedziałam, że będę je mieć. Urodziłam Tymka mając 26 lat. Gdybym jednak wiedziała, że macierzyństwo jest tak cudownym uczuciem, wcześniej zdecydowalibyśmy się na dziecko. Wczorajszy dzień był jednym z tych, gdy beztroska łączy się z lenistwem i radością, gdy jesteśmy we troje, nic nas nie goni, nic nie martwi. Pół dnia spędzonego nad jeziorem, zabawa w piasku, zmoczone nogi w wodzie, także Tymkowe. Robienie błotka, stanie na głowie, całowanie zabawek, oglądanie łabędzi, bieganie na boso. Stokrotka zerwana  z łąki i wręczona mi przez Synka wraz z całusem. Idealny Dzień Matki.








sobota, 26 maja 2012

Uczucia.

Ostatnio zauważam, że Synko robi się coraz bardziej uczuciowy. Każdy poranek rozpoczyna od wgramolenia się do naszego łóżka i wita nas oboje całusem w usta. Nawet, gdy któreś z nas leży na przykład bokiem, to włazi na nas, ale całus musi być! Rodzice moi wyjechali na ponad pół miesiąca do Anglii, w odwiedziny do mego brata. Po kilku dniach ich nieobecności zadzwoniliśmy do nich przez skype'a. Gdy Tymko zobaczył Dziadka, wyciągnął rękę w stronę ekranu, zrobił podkówkę, której nie widziałam ponad pół roku, bródka zaczęła się trząść, całe ciałko drżeć i już szykował się do płaczu. Gdy Dziadek znikał z pola widzenia, Tymko uspokajał się, lecz gdy wracał, sytuacja się powtarzała. Zdziwiłam się, że tak reaguje, ale zdałam sobie też sprawę, że mój czternastomiesięczny Syn  tęskni, czuje , przeżywa i jest coraz bardziej świadomym chłopcem. Dziś nasz drugi już wspólny Dzień Matki. Rozpiera mnie duma i radość, że mam tak wspaniałe dziecko, które każdego dnia dostarcza mi więcej radości. Ale przede wszystkiem czuję dumę, że jestem Mamą. 



poniedziałek, 21 maja 2012

Cicho.

Poznałam Syna już na tyle, iż wiem, że za cicho z nim być nie może. Na przykład dziś o 6.30 nad ranem szykując sobie sałatkę do pracy w kuchni, Tymko przerzucał w przedpokoju pudełka po butach, które od miesiąca staram się wynieść do piwnicy. Matka zajęta w najlepsze krojeniem warzyw zorientowała się nagle, że jakaś dziwna cisza nastała. Zagląda i zamarła. Syn siedzi sobie cichutko, konsumując gumy do żucia orbit jabłkowe w drażetkach wygrzebane z torby do wózka. Ręce Syna pełne gum i buzia też. Spokojnie podeszłam do człeka, gumy z rąk powyjmowałam, a później była walka z buzią, bo Syn szczękę zacisnął i za nic nie chciał pysznej jabłkowej Orbitówki oddać. Ale udało się, z wielką rozpaczą Syna, że Mama zabrała i głośnym krzykiem: "Aaaammm!". Podobnie jakiś czas temu podczas kąpieli, podczas której Syn często zostaje sam przy otwartych drzwiach. Szykując już mleczko nagle brak dźwięku chlupania i uderzania zabawek wydał mi się podejrzany. Okazało się, że Tymko wodę z wanny wypuścił i pięknie ślizgał się w pustej wannie, jak długo, on tylko jeden wie. Najlepsza jest jednak zawsze w tym wszystkim mina niewiniątka, którą Synko prezentuje, rozczulająca i sprawiająca, że złości jakiejkolwiek brak.





niedziela, 20 maja 2012

Niedziela.

Niedziela minęła nam rodzinnie, pół-aktywnie. Teraz już doceniam nasze małe em dwa, w którym jest mi ciasno, ale tu przynajmniej Syn nie ma gdzie uciec. U Dziadków nabiegałam się dziś za nim co niemiara, przez kuchnię, salon, ogród- Synko poginał w tempie błyskawicy, a Matka biegała i biegała. Zbierała go ze schodów, na które usilnie próbował się dostać, pilnowała, by przypadkiem nie pacnął  czymś  któregoś z trzymiesięcznych Kuzynków. Uff. W końcu z ratunkiem przyszedł Tata, bym choć na chwilę mogła odetchnąć. Po wspólnym obiedzie spakowaliśmy Syna do auta i pojechaliśmy nad jezioro. I to wybór atrakcji dla Syna nie miał końca: grzebanie patykiem w piachu, oglądanie łódek, łabędzi i kaczek. Czasami próbuję sobie przypomnieć, co robiłam z czasem, gdy nie było Tymka, który organizuje mi teraz zajęcia doskonale. Czytałam? Robiłam zakupy? Trudno mi sobie to wyobrazić. Choćby jeden dzień bez Tymkowego uśmiechu. Nierealne.










czwartek, 17 maja 2012

Zęby.

Wyrzynanie się zębów u Syna podsumowałabym powiedzeniem: Nie taki diabeł straszny, jak go malują! Oprócz jednej nieprzespanej nocy, podczas wychodzenia górnej jedynki, reszta pojawiła się bezboleśnie. Wyrzynaniu się zębów u Tymka zawsze towarzyszyło jemu nadmierne ślinienie się, brak apetytu, wkładanie rączek do buzi i wszystkich przedmiotów, które się napatoczyły. Poza tym wszystkie zęby wyszły dosłownie książkowo, dokładnie w tym miesiącu, w którym miałam zapisane w książce dziecka. Na dzień dzisiejszy Synkowy stan uzębienia to 12 zębów, dwie dolne czwórki zauważyłam podczas zabawy i wygłupów, gdy leżał na moich kolanach i zaśmiewał się do rozpuku kości. Gdyby nie to, pewnie bym je przeoczyła. Biorąc pod uwagę fakt, że jakość zębów jest dziedziczna, mam wielką nadzieję, że Syn odziedziczył uzębienie po Tacie, który dentystę odwiedził tylko wtedy, gdy miał usuwane zęby mądrości. No i czasem na rutynową kontrolę. Moje zęby, prostowane aparatem, leczone przynajmniej raz do roku, kanałowo i nie tylko sprawiają dużo więcej problemów. Na pierwszą wizytę u dentysty wybierzemy się z Tymkiem około 2 roku życia, w celu zapoznania się z gabinetem, sprzętem i panią dentystką. Największym błędem rodziców jest przyprowadzanie dziecka z bólem, nie daj Boże straszenie, że jak będzie jadł za dużo słodyczy, to pójdzie do dentysty i będzie borowanie i ból i krew. Nie, nie, nie! U nas w domu dentysta będzie kojarzył się miło-tylko i wyłącznie!





sobota, 12 maja 2012

Sami.


Z piątku na sobotę moi Mężczyźni po raz pierwszy zostali sami na noc. W piątek wyjechałam na radę pedagogiczną z noclegiem, zostawiając wszystkie instrukcje jedzeniowe skrzętnie spisane na kartce. Nie bałam się, czy sobie poradzą, gdyż wiedziałam, że na pewno tak. I nie myliłam się, Tata poradził sobie świetnie, choć po powrocie zastałam mieszkanie w stanie artystycznego nieładu. Nie dzwoniłam do nich, nie sprawdzałam. W nocy napisałam smsa, aby upewnić się, czy wszystko w porządku, gdy okazało się, że w naszym mieście jest taka burza i wiatrzycho, że drzewa wyrywa z korzeniami. Na szczęście działo się to trochę dalej od naszej ulicy. Oprócz szkolenia mieliśmy też imprezę integracyjną, bawiłam się świetnie, wyszalałam się na parkiecie, poplotkowałam z koleżankami z pracy, wybyczyłam nad jeziorem. Ale chwilami myślałam o Tymku i naprawdę tęskniłam! Do domu leciałam jak na skrzydłach, wyściskałam i wycałowałam Syneczka i od razu udaliśmy się w teren do ogrodu Dziadków, co by Syn złapał trochę świeżego powietrza i pobiegał. Takie wyjazdy są potrzebne, nie tylko pozwalają się odprężyć, ale i docenić, jak wielkie szczęście ma się w domu.  






czwartek, 10 maja 2012

Sandały i kalosze.

Z sandałami już tak mam, że ich widok na męskiej stopie  delikatnie mówiąc nie przyprawia mnie o szczególny zachwyt. To samo tyczy się japonek. Wybór sandałów dla Syna też nie należał do najłatwiejszych. Niewiele modeli przypadło mi do gustu, a te, które wpadły mi w oko, po przymierzaniu na Synkowej stopie nie leżały dobrze: dusiły go lub ciężko wkładały się na gołą stópkę. Ale udało mi się znaleźć ideał pod względem wyglądu i wygody. Wyprofilowane sandałki Bartka ze skórzaną wkładką. Są świetne, mają bardzo elastyczną podeszwę. Bartkowe sandałki to jedne z niewielu, które nie kojarzą mi się z takimi, które mężczyźni zwykli nosić do białych skarpetek. Od grudnia stopa Tymka urosła o dwa numery. Obecnie nosi rozmiar 21. Poza tym, po ostatniej wizycie na działce, gdy złapał nas deszcz, konieczny okazał się też zakup kaloszków. W ten sposób Tymko będzie mógł hasać po mokrej trawie, bez obawy Matki, że się przeziębi. Niestety, większość kaloszków produkowane jest od rozmiaru 22, udało mi się jednak  znaleźć i wylicytować na allegro takie oto kaloszki z Bobem budowniczym pasujące na Tymkową stopę.






poniedziałek, 7 maja 2012

Mężczyźni.


Od narodzi Tymka wiedziałam, że chcę, by I. angażował  do opieki nad synem. Nie byłam i nadal nie jestem matką kwoką, która twierdzi, że wszystko przy swoim dziecku robi najlepiej, a resztę próbujących pomagać odgania. Wręcz przeciwnie. Synko niejednokrotnie nocował u Dziadków i spędza z nimi sporo czasu. Nigdy nie krytykuję ani mojej Mamy, ani Teściowej. Fakt, że  trzymają się założeń, które sobie z I. postawiliśmy w kwestii wychowania czy karmienia, ale wiadomo też, że nie wszystko robią tak, jak byśmy chcieli. W końcu Dziadki są od rozpieszczania! Jeśli chodzi o Tatę Tymka od samego początku zachęcałam go do opieki nad Synem. Ba! To jak bardziej bałam się podnosić bez rożka okrucha ważącego przy wyjściu ze szpitala  2850kg, a I. podawał mi go do karmienia czy przebierania. I. bardzo często zostawał i wciąż zostaje sam z Tymkiem, zawsze z jasnymi instrukcjami  zapisanymi na kartce co i kiedy podać dziecku jeść i jak ubrać je na spacer. Nigdy też nie krytykuję I. jeśli chodzi o opiekę nad dzieckiem, nie daj Bóg przy znajomych, ale i także gdy jesteśmy sami. Mężczyźni to takie specyficzne stworzenia, które lubią być chwalone, doceniane i jeszcze raz chwalone. Nawet jeśli robią coś niezdarnie, ważne że w ogóle robią. Sporo jest matek, które od początku chciałyby miec malucha tylko dla siebie, kopiąc pod sobą dół, w który prędzej czy później wpadną. Nawiązując do męskiej opieki nad Synem, jestem miło zaskoczona postawą Dziadków. Czasem nie dowierzam, gdy pełzają z wnukiem na kolanach bawiąc się w ganianego, karmią go czy ubierają. Podejrzewam, że niegdyś nie poświęcali nam nawet połowy tego czasu, którą mają dla Tymka. Serce rośnie, gdy podjeżdżając pod dom teściów Dziadek Henryk wybiega z uśmiechem po wnuka i woła Babcia, wnuczek przyjechał!, a gdy zadzwonimy domofonem do mych rodziców Dziadek Tadeusz zbiega po niego z czwartego piętra cały w skowronkach.








niedziela, 6 maja 2012

Niekapki.

Pomimo, iż już dawno zaopatrzyliśmy się w kubki niekapki, Synko zamiast pić z nich, obgryzał je i bawił się nimi. Zrezygnowana odstawiłam je na półkę i podawałam Jemu wodę tylko z butelki. Ostatnimi czasy Syn dopomina się o picie, wskazuje palcem tam, gdzie stoi butelka i krzyczy ammm! Niejednokrotnie pił też już wodę ze szklanki i z plastikowej butelki, choć nie obeszło się bez mokrych ubrań. To skłoniło mnie do ponownego wyjęcia niekapków i tym razem Synko pozytywnie zdał test picia z niekapka Lovi. Jednakże, gdy podałam Jemu wodę w kubku NUK z plastikowym ustnikiem, bawił się, uderzał kubkiem, kombinował, ale nie potrafił pić. To samo tyczy się kubeczka Lovi 360 stopni. Obryza, lecz nie pije. Uznałam, że skoro Lovi się sprawdza, zakupimy jeszcze kubeczek NUK z miękkim ustnika. Będzie lada dzień, mam nadzieję, że zda egzamin. Poważnie przymierzam się też do zakupu kubeczka Doidy, myślę, że w warunkach domowych będzie idealny. 








NUK w wersji niebieskiej-nowy nabytek


Lovi

NUK

Lovi 360

                                                           

czwartek, 3 maja 2012

Wózek (parasolka).


Do zakupu parasolki przymierzałam się ponad miesiąc, tyle zajęły mi poszukiwania, oględziny i rozmyślanie nad modelem. Po pierwsze, wyszukiwałam w Internecie tych wózków, które podobają mi się wizualnie. To było kryterium numer jeden. Następnym była cena, która nie miała przekraczać 600 złotych. Nasza spacerówka od gondoli Jedo sprawuje się znakomicie, jednakże pakowanie jej do auta jest niezwykle kłopotliwe. Uznałam, że lekka, poręczna parasolka w tej sytuacji będzie niezastąpiona. Po wybraniu konkretnych modeli, oglądałam je w sklepach, testowałam czy są zwrotne, ale i solidne. Ta, którą wybrałam, Espiro Metro model z 2011, roku posiadała wszystkie pożądane przeze mnie funkcje. Przede wszystkim ujęła mnie swoją solidnością. Dużymi zaletami tej parasolki są:
  • regulacja rączek! (niewiele parasolek posiada tę funkcję, a my z Tatą znacznie różnimy się wzrostowo, więc dla nas było to niezbędne)
  • stelaż jest aluminiowy, niezwykle stabilny i solidny
  • parasolka składa się bez zdejmowania barierki, posiada uchwyt do przenoszenia; wózek można złożyć trzymając go praktycznie jedną ręką i popychając stopą
  • regulacja oparcia jest bardzo płynna, ba! rozkłada się ono zupełnie na płasko, podczas gdy większość parasolek nie ma takiej funkcji
  • wózek posiada blokadę zabezpieczającą przed samoistnym złożeniem się
  • budka jest składana, posiada kieszonkę oraz okienko przez które widać dziecko (duży plus, gdyż w naszej spacerówie Tymko jeździ wciąż przodem do rodziców, nie mogę się przyzwyczaić, że nie widzę go, gdy jest tyłem)
  • Espiro Metro ma także pięciopunktowe pasy z miękkimi ochraniaczami i regulowany podnóżek
  • barierka jest zdejmowana
  • koła są piankowe, aczkolwiek tylne podwójne; koła są samonastawne, z możliwością blokowania
  • posiada kosz na zakupy
  • w komplecie ma pokrowiec na nóżki oraz folię przeciwdeszczową, która jest przypinana na zamek
  • waga 8 kg

Czy Espiro Metro ma jakieś wady? Jak dla mnie nadruk, zupełnie zbędny, aczkolwiek na żywo nie rzuca się tak w oczy jak na zdjęciach. Choć przy kolorze, który my wybraliśmy (grafitowy z dodatkiem czerwieni) ten motyw nawet dodaje uroku i ożywia.  Poza tym oparcia nie można ustawić w całkowicie pionowej pozycji, w większości parasolek zauważałam ten problem. Oprócz tego wszystko na plus, wózeczek przetestowany, bardzo lekko się go prowadzi nawet z ciężką torbą od spacerówy przewieszoną przez rączki. W deszczu folia sprawdza się doskonale, Syn nie zmókł, w przeciwieństwie do Rodziców.