Mogę śmiało zaryzykować
stwierdzenie, że Syn nasz rozumie już prawie wszystko. Cwaniak,
niewiele mówi, choć próbuje i rozkręca się, ale ze zrozumieniem
nie ma najmniejszego problemu. Gdy ostatnio uparł się, że chce
pasek od koszuli, którą miałam na sobie i właśnie szykowałam
się do pracy, szybko rzuciłam: Idź wyjmij sobie pasek z Taty
szafy. I tak też uczynił. Ciągał później ten pasek po podłodze
mając frajdę wielką. Idź wyrzuć do kosza to już standard, Syn
uwielbia porządki i każdy napotkany paproch ląduje w koszu. Podaj
pilota też się przydaje, gdy Syn zażąda włączenia bajki. Ale
niestety, bezproblemowe rozumienie wszystkiego ma też i swoje złe
strony. Wczoraj mimochodem rzuciłam: Chcesz jechać z Pawełkiem na
kulki? Jechać mieliśmy, owszem, ale za godzin kilka. Odpowiedź
brzmiała oczywiście: Taa, ale na tym się nie skończyło. Syn
stanął w przedpokoju, zaparł się przy drzwiach, podkowę zrobił
i krzyczeć zaczął: Mama, brrr, mama. Pół godziny zajęło mi
uspokojenie go, uparta bestia (chyba po Mamusi), jak się zawziął,
to odpuścić nie chciał i niczym Jego uwagi nie szło odwrócić.
Podobnie było dziś u Dziadków. W poniedziałek Tymek spędził
ponad godzinę w przedszkolu, wraz z dwudziestoma pięciolatkami.
Tańczył, bawił się i wyjść z niego nie chciał. Babcia nieźle
się musiała namęczyć, by wnuka do domu przyprowadzić. Jak to
dobrze mieć Babcię przedszkolankę, podejrzewam, że Syn nie będzie
miał najmniejszego problemu z zaaklimatyzowaniem się w trzylatkach,
do których chciałabym go posłać. Dziś Babcia zagaiła: Tymuś,
przyjdziesz jeszcze do Babci do przedszkola? Tymkowi dwa razy nie
mów, już prawie ubierał buty, Babcię złapał za rękę i do
drzwi ciągnął z głośnym: Brrr brrrym. No i masz babo placek,
znowu pół godziny zagadywania i próbowania Syna przekonać, że w
sobotę to przedszkole nieczynne jest. Morał taki, że uważać
musimy na wszystko co teraz mówimy!
oj taak..znam to:)Jak iść czy jechać to już...nie ważne że teraz coś jest zamknięte,babcia w pracy albo cokolwiek innego.Ma być już i tyle,nawet bez ubierania by wyszła:)
OdpowiedzUsuńOj taaaakkk :)))Przypomniałam sobie o koledze, który kiedyś powiedział raz przy dziecku "j..ne banany" i dziecko jak kataryna powtarzało te banany j...ne wszędzie gdzie się dało z ogromną dumą. Śmieszne bo to jest dom w którym się nie przeklina :)
OdpowiedzUsuńhaha, u nas podobnie :)
OdpowiedzUsuńSzzcegolnie sytuacja z wyjsciem z domu nam nie obca... O spacerze mozna mowic tylo na 5 minut przed wyjsciem :)
to prawda. zrozumienie jest pełne. u nas doszło jeszcze robienie na odwrót. bo wiem, że JJ rozumie, ale gdy mówię "zbieramy klocki" to on bierze jeden klocek i wolnym krokiem sobie odchodzi i takie testy mamy na każdym kroku:-)
OdpowiedzUsuń