Kończący się tydzień obfitował w zmiany-na lepsze. Po pierwsze ostro wzięliśmy się nad pracę z nocnikiem. Syno lada dzień skończy dwa lata, od jakiegoś czasu obserwuję Go i wiem, że potrafi już wyczuć potrzebę załatwiania się. Od kilku miesięcy wysadzany jest na nocnik po spaniu i przed kąpaniem, tudzież przy przebieraniu pieluszki i nie buntował się nigdy, że musi na nim siedzieć, choć nie zawsze owe posiedzenia kończyły się sukcesem. W tym tygodniu ruszyliśmy jednak z grubej rury i przeprowadziliśmy z Synem poważną rozmowę. Zawarliśmy układ. Zrobienie siusiu do nocniczka=jedna guma Mamba dla Syna :) Syno zrozumiał i sikać zaczął, początkowo bez wołania, lecz sukcesy były coraz częstsze. Cwaniak po paru dniach ni stąd ni zowąd przychodził czasem do mnie z głośnym wołaniem Guuma. Wtedy Matka ze stoickim spokojem i pedagogicznym podejściem przypominała Jemu, że na gumę trzeba zapracować. Jednak któregoś ranka przeżyłam niezły szok, gdy po Synowym przebudzeniu rozległ się w mieszkaniu krzyk Maamaa siiiku i Syno cudownie zasiusiał pół nocnika. Jest więc progres i to spory, wczoraj Tymek zawołał dwukrotnie i co więcej, o gumy się już nie dopomina! Drugą zmianą dość istotną dla nas w związku z Synowym pójściem do przedszkola było pozbycie się smoka. Niespecjalnie mieliśmy na to parcie, gdyż Syn używał go tylko do zasypiania lub gryzienia, gdy zęby wychodziły. Od początku starałam się zwracać uwagę na to, by ze smokiem nie spacerował bez powodu i aby za często nim Tymka nie wyciszać. Nie przekonują mnie argumenty o szkodliwości smoków, są obecnie tak produkowane, że chyba dziecko musiałby się zupełnie z nim nie rozstawać, aby miał zaszkodzić, ale sam widok dość dużego dziecka ze smokiem w buzi nie wzbudza we mnie pozytywnych odczuć. Chcąc nie chcąc dwa dni temu wieczorem Syn zmuszony został, by Lulituttik* porzucić. A powodem owych zmian było zgubienie się smoka, który pomimo rodzicowych starań do dziś się nie znalazł. Przeryłam całą chatę (a 38 m to nie za wiele do rycia :P), sprawdziłam każdy zakamarek, łącznie z grzebaniem w poszewkach od kołder i nici. Zaginął. O dziwo, obeszło się bez żadnych scen. Pokazaliśmy Synowi puste pudełeczko, w którym zawsze dumnie smok spoczywał i z nieukrywanym żalem stwierdziliśmy, że go nie ma, zgubił się, ot co! Dwa dni minęły od magicznego zniknięcia Lulituttika i jak dotąd Syn pięknie zasypiał bez niego i wieczorem i w południe. Akcję pozbywania się smoka możemy więc uznać za zakończoną sukcesem!
Gdy już jesteśmy przy progresie, nie omieszkam się pochwalić, jaki Syno poczynił postęp w mowie. Oprócz tego, że mówi już w zasadzie wszystko, nie tylko powtarza po nas, lecz sam nazywa rzeczy, to zauważyłam, że zaczął odmieniać wyrazy! Brzmi to przewspaniale, gdy woła mnie z pokoju Maamuusiuuu! A gdy pytam na przykład czyja to zabawka, odpowiada Tymusia :)
.
Haha ktoś by powiedział, że przekupstwo nie jest dobre, ale proszę jak ładnie na Synka podziałało! Brawo dla niego! :D
OdpowiedzUsuńHehe my bardziej traktujemy to jako nagrodę :) Dzieci są sprytne i potrafią szybko wydedukować "co będzie, gdy..". Zresztą, chciałabym wpoić w Synu zasadę, że na dobre rzeczy trzeba sobie zapracować :) Na razie siusianiem, a później pomocą w porządkach domowych czy po prostu dobrym zachowaniem.
UsuńSuper, że tak dużo już mówi. Ja wciąż czekam na słowa mojego Malucha. Ale pocieszam się tym, że niektóre dzieci tak mają, że najpierw sobie kodują słowa i potem zaczynają mówić :)
OdpowiedzUsuńhurtem Wam sukcesy idą, super! :)
OdpowiedzUsuńNo brawo! Pięknie i szybko poszło.
OdpowiedzUsuńBardzo dobre podejście = bardzo dobre efekty:D
Synio idzie jak Burza! Smok i nocnik to także nasze 2 numery Jeden - na liście na najbliższe miesiące - czytała jedynie, żeby nie robić 2 rzeczy na raz - ale widzę że u Was nie stanowiło to problemu...
OdpowiedzUsuńNo to gratulacje dla Was :)
OdpowiedzUsuńbrawo...nie ważne jak - ważne, że cel osiągnięty:))
OdpowiedzUsuńbrawo!
OdpowiedzUsuń