synkowo

synkowo

środa, 23 stycznia 2013

Samolotem.


Boję się latać, nie lubię latać i każdy lot jest dla mnie niemałym stresem. Nie zdecydowałabym się jednak jechać kilkanaście godzin z dzieckiem samochodem, gdyż wiem, że zniosłoby to jeszcze gorzej niż dwugodzinny lot samolotem. To był drugi lot Tymka, a  dwa odbył także wcześniej jeszcze w moim brzuchu i choć tym razem miałam wsparcie w postaci Babci, tego lotu obawiałam się najbardziej. Lot w jedną i drugą stronę mieliśmy zupełnie inny, choć lądowanie podobne, z wielką awanturą Tymkową, krzykiem i płaczem, gdyż nie chciał dać zapiąć się w pas, siedząc na naszych kolanach. Jadąc na lotnisko do Wrocławia złapały nas fatalne warunki pogodowe. Na samym lotnisku spędziliśmy tylko pół godziny, podczas których Synko poszalał w kąciku dla maluchów, z którego ciężko go było wyciągnąć. Do samolotu wsiadaliśmy prawie jako ostatni, choć przysługuje nam pierwszeństwo wejścia na pokład, gdyż Syn nie ma jeszcze dwóch lat. Niestety, gdy zjawiliśmy się na lotnisku było już tak późno, że wpuścili kilkaset osób do rękawa i nasze pierwszeństwo na nic się nie przydało. Gdy już weszliśmy do samolotu i zajęliśmy miejsca poczułam chwilową ulgę. Sama podróż na lotnisko w śnieżycy nie była przyjemnością. Ulga ta jednak nie trwała długo, bo jeszcze kołując po płycie lotniska pilot raczył nas poinformować, że warunki pogodowe w Anglii są fatalne i możemy mieć problem z wylądowaniem. Poziom mojego stresu jeszcze bardziej wzrósł, ale starałam się zająć Synem i nie myśleć o tym co będzie. Czytając sporo o lotach z dziećmi zaopatrzyłam się wcześniej w:

-kocyk (zwykle w samolocie jest chłodno, w razie zaśnięcia dziecka na pewno się przyda)
-dwa nowe samochodziki ( najtańszy traktor i wóz strażacki z zabawkowego, nowe zabawki zajmują dzieci na dłuższą chwilę)
-smoczek (przy starcie i lądowaniu często pomaga przy bólu uszu)
-zwierzaki z Lajkonika (frajda jest nie tylko w jedzeniu, ale także w wybieraniu zwierzątek i odgryzaniu im różnych części ciała)
-biszkopty/chrupki
-wodę

Kocyk na nic się zdał, gdyż w samolocie po raz pierwszy było tak gorąco, że wszystkie dzieci miały czerwone poliki. Samochodziki sprawdziły się rewelacyjnie, jeden przy starcie, Syn nawet nie zauważył, że przypięłyśmy go pasem. W trakcie lotu Syno jadł, pił, wstawał, włączał światełka, kombinował i kręcił się. Gdy samolot obniżał się dało się zauważyć, że Syna bolały uszy, łapał się za nie i krzyczał nie ała! Lot minął całkiem wesoło, gdyby nie awantura przy lądowaniu z powodu ponownego przypinania pasem, rzekłabym, że był bardzo dobry. Wylądowaliśmy całkiem sprawnie, wbrew okropnej pogodzie. Z powrotem było gorzej, gdyż spędziliśmy cztery godziny na lotnisku z powodu opóźnionego lotu. Fakt, że i to lotnisko było  zaopatrzone w kącik malucha, Syn wybawił się, wybiegał i zmęczył i miałyśmy nadzieję, że gdy o 21 wylecimy, padnie jak kawka. Nasze oczekiwania jednak nie sprawdziły się, bo gdy tylko światła w samolocie się zapaliły, Tymek odżył. Nie pomogło nawet mleko przygotowane na pokładzie, Syno choć marudny, nie zasnął. Gdy przyszło do zabawy i sięgnęłam do torby po dwa nowe autka, po raz kolejny zakupiony na potrzeby lotu, okazało się, że zapomniałyśmy ich spakować. Udało nam się zabawiać Syna do momentu lądowaniu, po raz kolejny próba zapięcia go w pas skończyła się płaczem i wrzaskiem, nie pomagały prośby i zagadywanie. Ponad 20 minut krzyku skończyło się zaśnięciem Syna w momencie uderzenia samolotu o płytę lotniska.







8 komentarzy:

  1. Nie wyobrażam sobie mojego Malucha w samolocie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie latam samolotami, a jak muszę to muszę się upic jak żul pod sklepem ( brutalna prawda ) więc nie latam bo pić nie lubię i do USA wolałabym na trawie rok płynąć niż samolotem dobę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja uważam, że synio spisał się na medal - dorośli mają problem z aklimatyzacją - a co dopiero dzieci...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech tam, to tylko kilka awantur;) dobrze, że wrociliscie cali i zdrowi;)

    Trochę mnie nastraszylas wspomnieniem porodowki. Mam nadzieję rozwiać jutro wszelkie wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  5. latanie samolotem jest fajne gdy nie ma przygód. a sam syn mamy bardzo chętnie wsiadał do samolotu, chętnie spoglądał z okna na chmury nad którymi lecieliśmy, wszystko fajnie. ja miałam większego stresa do tego jak on zareguje lecąc pierwszy raz samolotem - a tu taki surprise :)

    OdpowiedzUsuń
  6. pamiętam nasz lot z raczkującą Ewką, cóż to za gimnastyki były, żeby nie pełzała po całym samolocie :D

    OdpowiedzUsuń