Pomiędzy jedną chorobą a drugą, żegnaliśmy zimę, witaliśmy wiosnę. Hucznie, gwarno, z paleniem marzanny, dźwiękiem gwizdków i okrzykami. Pożegnaliśmy też infekcję wirusową, przywitaliśmy zapalenie ucha. Od jutra zaczynami więc czwarty tydzień w domu. Całe szczęście, że czas ten mija nam przyjemnie, że dziecko, o którym pisałam zniknęło, a powrócił grzeczny Syn i znowu zagościły u nas spokój i radość. Słychać więc bez przerwy: Dobze Mamusiu; dziękuję; pseplasam, plosę. I czasem wręcz czekam, by usłyszeć słodkie: Jus się wyspałem! By posłuchać wesołych wywodów z niezamykającej się cały dzień buźki. Żadnych awantur, krzyków, wymuszania, nerwów. A przed snem, standardowo, omawiamy z Mężem najzabawniejsze Tymkowe dialogi minionego dnia. I cieszymy się, że jest tak sielsko, niech ten stan trwa jak najdłużej!
A myślałam, że witamy się już z Pola! Narobilas mi stresu;)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego, niech ten sielski stan trwa:)
Oj nie nie! Jeszcze nie :)) Pięć tygodni później byłoby to możliwe, tak urodził się Syn :) Dziękujemy! :*
Usuń