Synowe pasowanie na przedszkolaka było dla mnie wydarzeniem szczególnym, bo poczułam dopiero owego dnia, iż naprawdę matką przedszkolaka jestem. Może to ciążowe hormony, może duma, a może po prostu taki dzień, lecz gdy prawie trzydziestka bąbli w czapeczkach z uszkami została wprowadzona do sali, łzy stanęły mi w oczach. Wzruszenie, ot co. Syn zdawał się być nieco zagubiony, szukał mnie wzrokiem, a gdy znalazł, wybuchnął płaczem, przybiegł i do reszty grupy nie chciał już dołączyć. O Synowym debiucie w przedszkolu można było przeczytać jakiś czas temu u Olgi i teraz po raz kolejny potwierdziło się to, że przy mnie Syn po prostu się rozkleja. Dzieci odśpiewały, odtańczyły i wyrecytowały co umiały. Syn z bezpiecznej odległości maminego kolana także. Samo pasowanie odbyło się w towarzystwie rodzica, więc tu Syn nie oponował. Powrót do sali przebiegł w asyście histerii, przytulania, całusów i ogromnego płaczu, koniec końców trzeba było się obrócić na pięcie i wyjść, pomimo buzujących emocji. Dzieci natomiast szykowały się do posiłku, a później spania, co na pewno ukoiło Synowe emocje, gdyż zmęczenie było już widoczne na jego twarzy w trakcie przedstawienia.
Cudowny przedszkolak :) Nas to czeka 7 listopada o ile wyleczymy kaszelek :)
OdpowiedzUsuńgratuluję przedszkolakowi!
OdpowiedzUsuńPrzedszkolak bardzo dziękuje :))
UsuńŚlicznego masz synka. Super przedszkolak :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Usuńu nas sporo dzieci płakało... i chyba dobrym pomysłem było to, że pasowanie było o 15.30 i po imprezie dzieciaki po prostu szły do domu z rodzicami, nie wyobrażam sobie tego w środku dnia :/
OdpowiedzUsuńNa pewno to był lepszy pomysł i dla dzieciaków, których emocje były ogromne i dla rodziców, którzy w przypadku naszego pasowania na 10.00 nie zawsze mogli urwać się z pracy.
UsuńOczami wyobraźni widzę jak mój Ąte płacze i nie chce wrócić na scenę. To okropne, ale będę czuła się niezastapiona;)
OdpowiedzUsuńGratuluję Wam!