Minął pierwszy tydzień Synowej edukacji przedszkolnej. Bilans raczej na plus, choć nie obeszło się bez stresów. Dzień pierwszy: zasikane spodnie, 15 minutowa rozpacz Syna za Mamusią. Dzień drugi: zasikane spodnie, bez płaczu. Dzień trzeci: " Nie cem ciećkola iść, Mamusiu" plus histeria w szatni, gile, krokodyle łzy, wiszenie na Matce, ucieczka do drzwi wyjściowych, przytrzymanie Syna przez Panią i nieśmiałe "Proszę iść, poradzimy sobie". Matki stres, łzy w oczach i cały dzień myślenia, czy się Syn uspokoił. Dzień czwarty: Matka rezygnuje z aplikowania sobie z rana mega dawki stresu przy odwożeniu Syna i zrzuca ten obowiązek na Tatę, co jest niewątpliwie najlepszym pomysłem z możliwych. Brak płaczu, brak histerii. Dzień piąty: Syn wychodzi z mieszkania z Tatą wesoło wołając "Bye, bye"! Jest dobrze. Syn okrzyknięty został Mistrzem Błyskawicznego Zasypiania Przedszkolnego. Pani twierdzi, że ledwo zdąży się obrócić, Tymek śpi. Pierwszy z dwudziestki dziewiątki brzdąców. Niechętnie je, chyba że ciasteczka, podkradzione Pani ze stolika. Mina Syna, gdy zobaczy mnie w drzwiach przed piętnastą, bezcenna. Radość. Nieopisana. Wspaniała.
Gratuluję Dzielnemu Przedszkolakowi i Dzielnej Mamie.
OdpowiedzUsuńPięknie! jak ja się boję tych chwil:/
OdpowiedzUsuńdzielny!
OdpowiedzUsuńO, tak! Posyłanie dziecia z tatą to najlepsze rozwiązanie. Też taka sprytna jestem! Oby do przodu! :*
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Ci że już synek chodzi do przedszkola, my to za rok dajemy córę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie.
Czyli tatusiowie powinni odwozić pociechy do przedszkola, aha aha, zapisuję w głowie :)
OdpowiedzUsuńTymek jest BARDZO dzielny!
OdpowiedzUsuńdzieciaki z tatusiami sa odważniejsze, dobry pomysł.
OdpowiedzUsuń