synkowo

synkowo

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Przygody.

Podróż z dzieckiem w niczym nie przypomina spontanicznych wyjazdów sprzed lat. Już na dwa tygodnie przed naszą podróżą do Danii układałam listę, skrzętnie przygotowywałam ubrania i zapasy jedzeniowe. W wieczór przed wyjazdem pakowanie nabrało rozpędu i gdy zdawać się mogło, że wszystko jest już gotowe, Syn śpi pięknie od 20, a ja powinnam położyć się góra dwie godziny później, żeby o 3 nad ranem wstać rześka i wypoczęta przed podróżą, nagle okazuje się, że dokumenty Syna, które wcześniej uszykowałam, zmieniły miejsce. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że nowego miejsca nie znał nikt. Szukałam do północy, przeczesałam mieszkanie, wszelakie segregatory, półki, półeczki, torebki, odsuwaliśmy meble, bo może tam spadł Tymka dowód. Nadaremnie. Po północy poddałam się i postanowiłam iść spać, co z ilością buzujących we mnie nerwów nie było łatwe. Nic więc dziwnego, że obudziłam się ledwo przytomna trzy godziny później, wciąż mająca nadzieję, że dowód wrócił na swoje miejsce. Nie wrócił. Jakby tego było mało, Synowe ciało wskazywało, że nie wszystko jest w porządku, bo Tymek rozgrzany jak piec miał 39 stopni gorączki. Z taką właśnie temperaturą, którą próbowałam usilnie zbić pokonaliśmy 5 godzin samochodem i 3,5 godziny promem, tym drugim było mniej kolorowo, bo gorączka znowu skoczyła i Syn po krótkiej drzemce obudził się tak rozdrażniony, że tylko zakup imitacji świnki Peppy chwilowo go uspokoił. Chyba dla równowagi znaleźliśmy podczas tej podróży 100 euro, z których 50 zgubiłam następnego dnia, do dziś nie wiem jak, choć me podejrzenia padają na pomyłkę banknotów przy wypożyczaniu rowerów. 50 euro kontra 50 koron, oba czerwonawe. Uff, pobyt minął aż nadto spokojnie, czekałam jeszcze na jakiś armagedon, ale nie nastąpił on, dopóki zmęczenie podróżą powrotną nie przekroczyliśmy drzwi naszego mieszkania. Tam czekała nas niespodzianka nad niespodzianki, w postaci rozmrożonej lodówki, a w niej pływające kiełbaski, truskawki, piersi z kurczaka, ser obrośnięty pleśnią i inne wesołe zapachy, których pozbycie się zajęło mi kilka dni, a szorowanie lodówki wcale nie mniej. I kto oprócz nas wpadłby na to, żeby tuż przed samym wyjściem  wyłączyć w mieszkaniu korki!









7 komentarzy:

  1. Ależ kombo! Gdzie w końcu dokumenty były? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego to nawet najstarsi górale nie wiedzą, gdzie one są :) Może się znajdą przy przeprowadzce, za jakieś dwa miechy, a jak nie, to się nowe wyrobi. Pojechaliśmy na tzw. pałę, licząc na to, że nikt nas nie wylegitymuje :>>

      Usuń
    2. Buhahaha :D jak się znajdą, chcę wiedzieć gdzie były- aż jestem ciekawa, gdzie taka zakręcona matka mogła włożyć dokumenty :D Chlebak? :D

      Usuń
    3. Napiszę na pewno!! :> Dziś przez chwilę naszła mnie wena i znowu zaczęłam ich szukać, ale szybko dałam sobie spokój. Nooo na pewno będzie to ciekawe miejsce, bo pomimo, iż jestem osobą nadzwyczaj zorganizowaną, ostatnio znalazłam chleb w lodówce :> Ale to było jeszcze na dłuugo przed tym, gdy pływały w niej produkty wydając zabójcze zapachy :P Ale ewidentnie coś jest z nami bardzo nie tak ostatnio, gdyż Mąż kazał mi szukać swoich słuchawek do MP3, szukałam dwa dni, przeczesując nasze 38 metrów, po czym przypomniało się jemu, że się zepsuły i je wyrzucił do kosza jakiś czas temu :>>> Nosz....

      Usuń
  2. to jest to...można planować, wszystko przygotować a i tak los daje nam kuksańca. Po prostu trzeba polubić te wyzwania:-))) gdy mam kryzys podśpiewuję sobie hej hej hej hej...hej przygodo:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz nerwy ze stali kobieto ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masakra!!!! ale zdjęcia ładne:))

    OdpowiedzUsuń