Kilo mandarynek. Setki zużytych chusteczek. Gorąca herbata z miodem i cytryną. Leżę. Ciepła kołdra i cisza. Niedzielne siedmiogodzinne zakupy w IKEA z przeziębieniem wyszły mi bokiem. Rozłożyło mnie na dobre. Syn odizolowany, przedszkole, potem Babcia. Po raz kolejny przyjdzie mi przyznać, że ta ciąża mi nie sprzyja. Ssak znowu dał o sobie znać wieczornymi wymiotami, które męczą od kilku dobrych dni. I teraz choroba. Nawet mnie, życiową optymistkę, zaczyna to wszystko łamać. Powinnam teraz skręcać Synowe nowe łóżko, szukać piekarnika i oglądać z zachwytem pomalowane już wszystkie ściany. Nie mogę. Leżę i jem mandarynki. Lecz na ich zapach nie mogę się nie uśmiechnąć, za miesiąc święta! Za miesiąc przeprowadzka! Za miesiąc dowiemy się, kto gości w mym brzuchu!
Powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńtrzymaj się :)
trzymaj ię :*
OdpowiedzUsuńTo pewnie tylko takie tam jesienne przeziębienie. Oby szybko Ci się poprawiło. Przesyłam kilo optymizmu:*
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością , "za ten miesiąc" :)))
OdpowiedzUsuń