Święta minęły jak z bicza strzelił, leniwie, rodzinnie, ale i z nutą stresu. Pojawiły się pojedyncze skurcze, wzmożona senność i kilka innych symptomów porodu, które dały mi do myślenia i kopniaka do działania. Pakuję zatem torbę, piorę ubranka, obserwuję każdy znak, który daje mi córka. Czuję się tak niezorganizowana jak nigdy wcześniej, robię listy i próbuję się ze wszystkim uwinąć, bo pokoik trzeba skończyć, ostatnie zakupy zrobić, fryzjera zaliczyć i na sesję fotograficzną zdążyć. W międzyczasie dowiaduję się, że druga z moich przyjaciółek jest w ciąży, euforia i niedowierzanie, że wszystkie trzy urodzimy w 2014. Siedzimy zatem na kanapie, trzy ciężarne i tematom dzieciowo-wyprawkowym nie ma końca. Mam nadzieję, że to nie już i że fakt, że urodziłam syna w 35 tc., który właśnie i teraz nadchodzi, był tylko przypadkiem, a córka zechce posiedzieć w brzuchu znacznie dłużej.
Siedź maleńka u mamy jeszcze, siedź!
OdpowiedzUsuń:)
I jak i jak? już?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie, na szczęście! :)Musimy dotrwać do 37 tygodnia, ale skurcze przepowiadające męczą co noc, niestety.
Usuńno właśnie ..już? tak szybko minęło! trzymajcie się:)
OdpowiedzUsuńWow, już a kiedy to minęło :)
OdpowiedzUsuń