W ramach zapewnienia dodatkowych wrażeń Synowi postanowiliśmy urządzić Jemu przejażdżkę pociągiem. Bajka Thomas and friends w wersji angielskiej, a także i polskiej jest jedną z ulubionych Tymkowych kreskówek, więc oczywistym było, że taka podróż będzie dla Syna nie lada przeżyciem. Okazja trafiła się świetna, gdyż udało nam się nabyć bilety na przejazd pociągiem retro z przedwojennymi wagonami pasażerskimi ciągniętym zabytkowym parowozem. Kurs trwał 20 minut w jedną stronę, Syno zahipnotyzowany wyglądał przez okno pokrzykując co chwilę ciuuciuuu i wołając z entuzjazmem para, para! Wyprawa połączona była z darmowym zwiedzaniem Muzeum Pożarnictwa, w którym już niegdyś byliśmy wraz z Tymkiem, ale i tym razem bardzo się Jemu podobało. Po godzinnej pieszej wycieczce, zwiedzaniu muzeum oraz przejechaniu 40 minut pociągiem Syn padł w aucie, które Mąż ledwo odpalił. Nie obudził się przez ponad 3 godziny, a gdy już otworzył oczy, dało się usłyszeć od Syna z podekscytowaniem w głosie: Thomasy były! Para! Pociągi!
synkowo

niedziela, 28 kwietnia 2013
sobota, 20 kwietnia 2013
Przedszkole i wieś.
Z niemałym podekscytowaniem jechałam do przedszkola sprawdzić, czy Syn został przyjęty. Udało się! Syn od września pójdzie do grupy trzylatków w publicznym przedszkolu. Potwornie się ucieszyłam i wzruszyłam, nie dlatego, że żałuję, że Syn dorósł, wręcz przeciwnie. Każdego dnia Jego rozwój coraz bardziej mnie cieszy, ale było to wzruszenie radości. Syno będzie musiał podjąć szkołę samodzielności, która na pewno przyniesie Jemu wiele dobrego. Tymczasem korzystając z wolnej soboty i ładnej pogody postanowiliśmy odwiedzić rodzinę na wsi. Życie tam rządzi się innymi prawami. Dzieci tam wychowują się inaczej. Tymkowych Kuzynów i Kuzynek nie zachwycają kury czy gołębie, nie straszne im poździerane kolana. Tymek niczym prawdziwy mieszczuch miał niepowtarzalną okazję wybrudzenia się do granic możliwości biegając kilka godzin po podwórku, okazania radości z powodu zobaczenia kur!, gołębi i papugi, która to niewątpliwie skradła jego serce. Karmienie papuga Edka podobało się Synowi aż zanadto, obawiałam się, że Edkowi pęknie brzuchol od nadmiaru pokarmu podanego jemu przez Syna. Tymek jednak nie dawał za wygraną i masowo wrzucał ziarna zwierzowi wołając Eeedekk, ammm! Aktywna sobota za nami, a korzystając z nieobecności Męża i Syna (Mąż na zlocie motocyklowym, Syn sprzedany Dziadkom na noc), można zresetować się po ciężkim tygodniu pracy przy butelce czerwonego wina i towarzystwie przyjaciółki. Weekendy górą!
środa, 17 kwietnia 2013
Zdania.
Miesiąc minął od rozwiązania się na dobre Synowego języka, a tymczasem dziecko nasze zaczyna tworzyć zdania. Wczoraj, wykorzystując dobre serce Babci, zaprotestował przeciwko wchodzeniu po schodach na czwarte piętro. Zwykle bez żadnego problemu pomyka na górę i w dół często podśpiewując, licząc schody tudzież wołając Baabbciaaa Daaaana lub Dziaaadziuuś Taaadziu, tak żeby wszyscy sąsiedzi już wiedzieli, że Tymek nadchodzi. Tymczasem Syno stanął i z miną męczennika stwierdził Nózki mnie bolą, czym oczywiście Babci serce roztopił i wtachała czternastokilowego wnuka na samą górę. Jeszcze tego samego dnia Syno próbował dobrać się do aparatu fotograficznego, zwykle stroni od sprzętów elektronicznych, od początku nie pozwalaliśmy się Jemu do nich zbliżać, jednakże ostatnio Tata wpadł na pomysł by w swojej asyście nauczyć Syna robić zdjęcia. Nie powiem, szło Jemu znakomicie, ile było frajdy i śmiechu, że Tatę czy Mamę sfotografował, ale teraz widząc aparat aż się trzęsie, by fotki znowu pstrykać. Żeby zniechęcić Syna, Tata rzucił, że aparat nie działa, bo baterie się wyładowały. Na co Syn proszącym wzrokiem odparł: Tatuś kupi batelje?
niedziela, 14 kwietnia 2013
Pierwszy.
Pierwszy wiosenny spacer za nami. Ależ wspaniale spędzić razem czas, przespacerować się i pooddychać wiosennym powietrzem. I choć na jeziorze jeszcze lód, wiosnę czuć. Synko uwielbia chodzić i pokonuje naprawdę niesamowicie długie dystanse pieszo bez marudzenia i chęci bycia noszonym. Wczoraj spokojnie przedreptał ponad kilometr, bez zająknięcia. Zawsze grzecznie idzie za rękę, nie wyrywa się. Oczywiście pozwalamy Jemu chodzić samemu, ale wie, że gdy jadą samochody, wtedy obowiązkowo musi trzymać się Mamy lub Taty. Dla Syna fajną zabawą jest też bieganie, szczególnie gonienie Taty! Nasze wspólne spacery mają to do siebie, że Tymek nadaje jak katarynka i nic nie ujdzie Jego uwadze. Palec wskazuje to las, to talówę, duzą (=ciężarówę), to ptaska, tudzież opcyka (=chłopczyka). Zasady savoir-vivre też nie są Synkowi obce, bo wychodząc ze sklepu pięknie i głośno, odwracając się do sprzedawcy mówi dzenia!, a podając cokolwiek tosię (=proszę). Da się też zauważyć, że wyobraźnia Synowa coraz bardziej zaczyna działać. Tymek uwielbia, gdy opowiada się Jemu bajki, szczególnie o Czerwonym Kapturku, może jej słuchać bez końca. Muszę koniecznie zakupić bajki do czytania z ładnymi ilustracjami, bo moja wersja jest zbyt uproszczona. Syno w trakcie zabawy skrada się i groźnym zniżonym głosem mówi: Idzie lilk (=wilk), łaaahh!
czwartek, 11 kwietnia 2013
Poprawa i plany.
Wspaniale widzieć uśmiechnięte, żywe, radosne dziecko. Poprawa Tymkowego stanu nastąpiła już we wtorek, choć brzydki kaszel pozostał, Synek odzyskał energię i chęć do zabawy. Zaczął też jeść, niewiele, ale jednak zaczął. Tymek już cztery dni spędził w domu i gdy tylko poczuł się lepiej, zaczął organizować sobie zabawę. Prym wiodły auta, które ustawiał, przekładał i bawi się nimi na różne sposoby. Ale ostatnim hitem okazały się także pisaki-stempelki z IKEA, które Syno uwielbia. Wybiera sobie ze skupieniem namierzony pisak nazywając je: dusek (i bierze duszka), serdusko, łapka, zabka... i z precyzją odbija stempelek na kartce. Tymczasem moją głowę zaprząta już planowanie wystroju Tymkowego pokoju. Nie da się ukryć, że czekam na remont i przeprowadzkę z niemałym podekscytowanie, ale i stresem, bo tyle będzie do załatwiania, jeżdżenia, kupowania, organizowania. Z drugiej strony jakież to będzie cudowne uczucie mieć przestrzeń, nie potykać się o zabawki i mieć miejsce na wszystko, bez wiecznego upychania rzeczy na górach szafek. Jeśli chodzi o kolor pokoju Tymka, po głowie chodzi mi turkus, w delikatnym odcieniu lub mięta. Minimalizm i dodatki w czerwieni, jednokolorowe ściany i plakat z kotem, który chodzi za mną, odkąd go zobaczyłam.
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Zły początek.
Wiosna przyszła, ta prawdziwa, ze słońcem i ciepłym powietrzem. Nie dane nam było się nią jednak cieszyć, gdyż po nieprzespanej nocy, bardzo wysokiej gorączce, kaszlu, katarze i marudzeniu zdiagnozowano u Syna anginę. Po raz pierwszy Tymek jest poważnie chory, przez cały dzień walczyliśmy z gorączką 39.5 stopnia, której za choinkę nie mogłam zbić. Męczy go okropny kaszel, a po każdym odkaszlnięciu Synko stwierdza: kaselek. Wróciliśmy z apteki z torbą leków, antybiotykiem, probiotykiem, syropem, sprayem, czopkami i mamy w domu mały szpital. Całe popołudnie spędziliśmy leniwie, tuląc się, trochę marudząc, śpiąc. Po raz pierwszy od narodzin Syna wzięłam wolne w pracy. Stan Syna bardzo mnie martwił, nie cieszyły promienie słońca wpadające do mieszkania. Na szczęście całkiem niedawno gorączka ustąpiła, paracetamol zadziałał. Syno odzyskał siły, rozwiązał kilkadziesiąt zagadek z Czuczu, zjadł! trochę suchego makaronu i zaczął się uśmiechać. Więc i nam humory wróciły!
czwartek, 4 kwietnia 2013
Nieidealny.
Pomimo całej swej
Synowej cudowności, obiektywnie przyznać muszę, że Tymek nie jest
idealny. Nie jestem typem Matki, która uważa, że jej dziecko jest
najlepsze na świecie. Oczywiście, dla nas jest wyjątkowy, ale nie
patrzę na Niego przez różowe okulary. Umiem przyznać, co jest
problemem i nie ukrywam tego nigdy po to, by pokazać, że mam naj
naj najlepsze dziecko. Problemy obecnie
mamy dwa i pojawiły się one kilka miesięcy temu. Syn skończył
niedawno dwa lata,a ja przez te 24 miesiące Jego życia przespałam
zaledwie kilka całych nocy. Wstawanie, by Tymka nakarmić nie
sprawiało mi kłopotów, budził się raz, prawie zawsze o tej samej
porze, a ja działałam jak robot. Mleko gotowe było w 3 minuty.
Synko wypijał, wołał mnie, zabierałam butelkę i szedł dalej
spać. Ja również. Jednak od jakiegoś czasu, wielu tygodni, Tymek
sypia bardzo źle. Po kąpieli pięknie zasypia sam, w dzień śpi
jednorazowo od 2 do 3 godzin i również sam domaga się drzemki
-zaprowadzenia do łóżeczka. Śpi bez smoka, bo gdy zapytać Syna, co się z nim stało, powie, że zjadły go myski. W
nocy nie je, ale mimo to Tymek przebudza się, woła mnie, czasem
kilkakrotnie. Wierci się, przewraca z boku na bok, czasem coś się
Jemu śni i gaduli. Każdej nocy wstaję kilkakrotnie, a w
międzyczasie śpię na czuwaniu, bo wiem, że może znowu mnie
zawołać. Zaczęłam notować godziny Jego pobudek i czas, jaki
spędzam przy łóżeczku, żeby spróbować rozszyfrować Jego
zachowanie. Rano jestem nieprzytomna, a w dzień nie mam czasu
odespać, bo pracuję do późna. Kolejną zmianą na gorsze jest
totalny brak apetytu. Podczas ostatnich dni nastąpiło apogeum.
Tymek od godziny 10 od zjedzenia kaszki odmawiał spożycia
czegokolwiek do godziny 20. Każda próba podania Jemu jedzenia
kończyła się pluciem, krzykiem i uciekaniem. Problem z apetytem
pojawił się dobre kilka miesięcy temu, początkowo zwalałam go na
wychodzące zęby, ale z czasem niejedzenie stało się normą.
Chwilami mam wrażenie, że zamienili mi dziecko, bo do 18 miesięcy
apetyt niesamowicie Synowi dopisywał i lubił dosłownie wszystko
Obecnie żywi się mlekiem, kaszkami i serkami homogenizowanymi. Nie
tknie chleba, zup, drugich dań, warzyw, ryb. Owoce przemycam w
kaszkach. W akcie desperacji nagięłam nawet swoje anty-parówkowe
zasady i nabyłam parówki z szynki ze sporą zawartością mięsa.
Byłam pewna, że Syn tę parówkę zje. W końcu które dziecko nie
lubi parówki? Guzik. Parówka wylądowała na dywanie, a Syno
krzyczał oburzony nie kiełbaskę!
Załamuję więc ręce i czekam, z wielką nadzieją, że oba
problemy z czasem odejdą w zapomnienie.
środa, 3 kwietnia 2013
Przedszkolak i edukacja.
Czekamy, wciąż czekamy na decyzję w
związku z przedszkolem. Bardzo chciałabym, aby Synko się dostał,
choć wiem, że gdy zobaczę Jego nazwisko na liście, szybciej
zabije mi serce. Przede wszystkich byłby w grupie dzieci starszych
od Niego o rok. Choć gabarytowo zapewne nie odbiegał by od
trzylatków, rozwój mentalny jak na dwulatka jest też u niego
niczego sobie, zawsze będzie tym młodszym. Nie boję się, że
sobie nie poradzi, wręcz przeciwnie. Syno jest dość charakterny,
uparty i pewny siebie i jeśli weźmie przykład ze swojego Taty,
który w podobnym okresie rozpoczął edukację przedszkolną i był
przywódcą grupy, Panie będą mogły z Nim mieć niemały problem.
Z drugiej strony bardzo chcę by miał kontakt z dziećmi, by nauczył
się pracy w grupie i miał stały rytm dnia. By musiał więcej
czynności robić samodzielnie, tym bardziej, że się do tego garnie. W domu jednak nie zawsze jest na to czas, goniąc z jednej
pracy do drugiej, zabierając go od jednej Babci do drugiej ciężko
o chwilę wolnego. Ostatnio zaczął sam odpinać i ściągać buty
na rzepy. Bez problemu rozepnie zamek od bluzy i ją zdejmie. Dziś
rano przyniósł stetoskop, który Mąż kupił mi, gdy byłam w
ciąży, bym mogła słuchać Tymkowego bicia serca. Usiadł koło
mnie, przyłożył mi do klatki piersiowej, sobie włożył do uszu i
rzekł Badam Mamę.
Rozczuliłam się. Wieczorami, gdy już leży wykąpany wygłasza
monologi, przy których zrywamy z Mężem boki. Hitem jest, gdy
wkłada sobie palec do nosa i zadowolony stwierdza Nie ma
palca. Lub naciąga krótkie
spodnie od pidżamy na kolano i mówi Nie ma kolanka.
Choć decyzji jeszcze nie ma, nie mogłam się oprzeć zakupowi
pierwszego przedszkolnego plecaczka. Uznałam, że tak czy siak się
przyda, tym bardziej, że ostatnio pokonujemy ogromne dystanse na
pieszo. Plecak sówka skradł moje serce, bardzo lubię rzeczy z
serii Skip-hop. Przemawia przez nie prostota, ale i jest w nich coś
wyjątkowego. Zając doniósł nam także książeczkę z serii Zgaduj z CzuCzu dla 2-3 latków. CzuCzu uwielbiam i będą zawsze u nas mile widziane!Tymek dostał już
niegdyś zwierzątka z tej serii, 2/3 z nich potrafi już sam nazwać.
Zgaduj z CzuCzu to jeszcze szczebel wyżej na drabinie edukacyjnej,
gdyż zawiera ona 150 pytań na różnych stopniach trudności, które
są rewelacyjne. Są to zagadki związane z kształtami, kolorami (a
jesteśmy na etapie uczenia się ich z Synem), czy też czynnościami
codziennymi. CzuCzu na pewno nie raz jeszcze u nas zagości, mają w
swej ofercie także wspaniałe, duże puzzle.
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Zając.
Aura na zewnątrz zdecydowanie sprawiła, że duża część świątecznego klimatu uleciała. Brak słońca, brak plusowej temperatury, brak możliwości wyjścia bez kozaków, szalików i rękawiczek spowodowały, że te święta były inne niż wszystkie. Dodawszy do tego wirusa, który przypałętał się do mnie dzień przed Wielkanocą i męczył przez całe święta, mogę stwierdzić, że nie były to dla nas wymarzone święta. Sterty zużytych chusteczek, brak apetytu, kichanie, gorączka i dreszcze nie odpuszczały. W desperacji po raz pierwszy w życiu zjadłam cały ząbek czosnku i popiłam ciepłym mlekiem. Jednakże przyznać trzeba, że Syn miał radochę i z malowania pisanek i z szukania prezentów od Zająca, o którym mówił od rana. Zabawa upominkami też była przednia, a jak już pierwszy zapał minął, to można było się pobawić laskami i kulami pradziadków, tudzież miskami z łazienki. Zając zrobił nam psikusa i część prezentów ukrył w bałwanie, akcją wydobywania niespodzianek zajęli się Tata z Wujkiem. Tymko obdarowany został motocyklem z serii Lego Duplo, wiertarką i cudownymi kołysankami. Bliscy zadbali o edukację muzyczną Syna, bo otrzymał aż dwie płyty, które zdążyliśmy już przesłuchać i które są świetne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)