synkowo

synkowo

środa, 29 lutego 2012

Postęp.

Dwa tygodnie we troje przyniosło wiele zmian, radości i przemyśleń. Choć nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, gdyż aura pogodowa nie sprzyjała, spędzaliśmy mnóstwo czasu razem. Wspólne długi poranki w łóżku, zabawy i śmiech, tak wspominam ferie. Wracając po urlopie macierzyńskim do pracy bardzo obawiałam się tego, że przeoczę najważniejsze momenty w rozwoju: pierwsze słowa, kroki... Tym większe było moje szczęście, gdy Synko postanowił zacząć sam chodzić, gdy byliśmy oboje! Ruszył ode mnie do Taty, ni stąd, ni zowąd podczas zabawy we troje na dywanie puścił się mebli i poszedł. Chciałabym widzieć wtedy swoją minę! Oboje z Tatą wydaliśmy takie okrzyki radości, jak byśmy właśnie się dowiedzieli, że mamy szóstkę w totka! W ciągu tych dwóch tygodni pojawił się też kolejny ząb, druga dolna dwójka. Wielkim zaskoczeniem była również wczorajsza noc, kiedy to Tymek zasnął tradycyjnie o 20 i obudził się przed 8. Niby nic specjalnego, a jednak. Gdy Tata spytał rano, o której Synko budził się na jedzenie, zorientowałam się, że się nie budził! Eureka! Pierwsza przespana cała noc! Tym samym strona osiągnieć w albumie dziecka pozostała bez pustych linii. Brakowało samodzielnego kroku i przespanej nocy. Gdy ostatnio Tymko zamiast w  pajacyku spał w pidżamce, przydreptał rano a ja zobaczyłam w Nim chłopca. Małego chłopczyka, który nie ma w sobie już nic z niemowlaka. I o dziwo, wydał mi się jeszcze kochańszy niż kiedyś.







poniedziałek, 27 lutego 2012

Zmiany.

Wiosnę czuję. Ewidentnie, chce mi się zmian, chodzę rozanielona, bo widać promienie słońca. Postanowiłam odświeżyć nieco synkowy pokoik, w którym na razie jeszcze się sam nie bawi, ale zapewne niedługo zacznie.  Wybrałam moje ukochane Tymkowe foty i zrobiłam ścianę ramkową. Była dość goła, a wizja obklejania jej kubusiami puchatkami czy autami nie uśmiechała mi się. Uwielbiam zdjęcia. Sukcesywnie wywołuję je do albumu z każdego etapu synkowego życia. Zaczęliśmy drugi album, czyli przekroczyliśmy dwieście zdjęć. W ramach prezentu na roczek zabrałam Tymka na sesję. Czekam z niecierpliwością na efekty. Kilka razy w tygodniu siadam z albumem w rękach i przeglądam, zachwycam się, wzdycham, rozczulam. Wracając do zabawy syna, pomimo, że od początku wychodziliśmy z założenia, że nie będziemy kupować Jemu setki zabawek, nazbierało się ich mnóstwo. Żadna nie jest nabyta przez nas, ale dostał je w ramach prezentów.  38 metrów kwadratowych daje w kość, kilkakrotnie zabiłabym się na klocku, a widok wiecznie porozrzucanych zabawek cholernie mnie drażni ;) Stąd potrzeba zorganizowania na nie miejsca. Ten regał z IKEI ozdobiłam nieco dziecięcymi naklejkami, które zakupiłam jeszcze będąc w ciąży i mając zbyt wiele wizji urządzania dziecięcego pokoju. Nowy nabytek sprawdza się rewelacyjnie, nie trzeba się mocno schylać, a pudełka można spokojnie wyjmować i zabrać na przykład do sąsiedniego pokoju. 







czwartek, 23 lutego 2012

Zasypianie.

Temat spania i zasypiania Tymka to jedno z założeń ciążowych, które udało mi się spełnić. Założenie było od początku takie, że: po pierwsze- nie śpimy z dzieckiem, po drugie- dziecko ma swój pokój i w nim śpi, po trzecie- nie bujamy, nie nosimy i nie uczymy dziecka zasypiać z kimś. Oczywiście wszyscy pukali się w czoło, gdy mówiłam, że chcemy by tak było i nie wierzyli, że być może. Z głównie mojego strachu przed SIDS syn dmuchał w poduchę przez pierwsze dwa miesiące obok naszego łóżka, na podłodze, na materacu z łóżeczka. Nasz sprytny plan wynoszenia Tymkowego wyra każdej nocy do naszego pokoju spełzł na niczym, gdyż łóżeczko raz skręcone nie przeszło przez drzwi, nie dało się nim wykręcić. Pozostał materac, który sprawdzał się świetnie dopóki Tymko nie zaczął się ruszać. Wtedy to, po ponad dwóch miesiącach zaczął sypiać w swoim pokoju. Gdy był głodny, głośno dawał znać, zabierałam go wtedy do nas, karmiłam i odnosiłam z powrotem. W ciągu dnia też spał u siebie i dziś mając 11,5 miesiąca nigdzie nie zasypia tak dobrze jak we własnym łóżeczku. Drzemki popołudniowe, których nadal są dwie, również odbywa tam. Gdy widzę, że robi się markotny, senny, mniej żywiołowy niż zwykle, zanoszę go do łóżeczka i momentalnie zasypia. Rekord to pół minuty! W ciągu swojego całego synkowego życia Tymek spędził w naszym łóżku dwie noce, gdy wychodziły górne jedynki i płakał i krzyczał przez sen. Zadziwiające, że gdy zęby wyszły, miał problem z zaśnięciem u siebie, bo dwie noce wystarczyły, żeby polubił wyro rodziców. To pokazuje, jak łatwo dziecko się przyzwyczaja! Nie złamałam się i pomimo krzyku, tym razem w celu wymuszenia wyjęcia go z łóżeczka, kolejne dwie noce spędziłam na krześle w Jego pokoju, odkładając Go cierpliwie, aż w końcu zasnął. Uważam, że spanie bez dziecka ma same plusy, od godziny 20 mamy czas tylko dla siebie. Nie chodzimy na palcach, drzwi od pokoju Tymka są zamknięte, a my prowadzimy normalne wieczorne życie. Na chwilę obecną synko po kąpieli jest kładziony do łóżeczka, dostaje butelkę, gasimy światło, mówimy dobranoc i po wypiciu zasypia. Fakt, że pozycje w jakich to robi, są czasem przekomiczne. Uwielbia się rozkopywać, więc kontroluję to zawsze kilkakrotnie. Czasem wchodząc w nocy do Jego pokoju najpierw szukam, gdzie jest głowa ;)



poniedziałek, 20 lutego 2012

Buty.

Nie od dziś wiadomo, że zdania dotyczące wychowania czy opieki nad dzieckiem są w wielu kwestiach podzielone. Już wcześniej zaobserwowałam, że w przypadku noszenie kapci/butów przez stawiające pierwsze kroki dziecko jest podobnie. Jedni mówią tylko boso, inni koniecznie w kapciach. Według mnie wszystko zależy od dziecka, jego rozwoju i bezpieczeństwa. Gdy tylko Tymek zaczął samodzielnie stawać, około 9 miesiąca upadkom nie było końca. Przede wszystkim ślizgał się, zjeżdżał i nawet najbardziej przyczepne antypoślizgowe skarpety nie były w stanie temu zaradzić. Poza tym, nie mogąc postawić prosto stopy, wykrzywiał ją, podwijał palce co jeszcze bardziej utrudniało Jemu poruszanie się na stojąco. Stąd natychmiastowa decyzja o zakupie obuwia zrodziła się w mojej głowie. Jak się okazało, była to decyzja słuszna, gdyż syn zaczął coraz pewniej się poruszać i cieszyłam się, że sandałków nie ściągał, nie buntował się i przede wszystkim, że uda nam się wyrobić w Nim nawyk chodzenia w kapciach. O tyle o ile nasze mieszkanko jest niesamowicie ciepłe, to u Dziadków w domu od podłogi ciągnie tak, że nawet ja na co dzień kapci nie nosząca nie jestem w stanie bez nich tam wytrzymać. Wybór padł na buty polskiej firmy Dawid posiadające certyfikat zdrowej stopy, antypoślizgowe podeszwy zginające się na linii stawów śródstopia. Po kapciach przyszedł czas na pierwsze buty na dwór , bo syn przecież za rączkę już pewnie chodzi, tym razem urzekło nas obuwie Bartka, również posiadające wspomniany wyżej certyfikat. Na nieszczęście dla nas stopy syna rosną w tempie ekspresowym, więc trzeba przymierzyć się do kupna kolejnych kapci, tym razem z Befado. Zauważyłam też znajomą mi już tendencję do wyszukiwania synowi trampków, sandałków i kilku innych rodzajów butów, choć wiem, że na razie są zbędne. W ciąży też tak miałam, a teraz to się pogłębia...










niedziela, 19 lutego 2012

Ciało.

Zmianami ciążowymi nie przejmowałam się zupełnie. Potomek w brzuchu całkowicie niwelował strach z ilości wskazywanych przez wagę kilogramów. W końcu byłam w ciąży. Więc wolno mi było tyć. Bez przesadnego obżarstwa, zważając na to co jem, przez 8 miesięcy przytyłam 21 kilogramów. Los oszczędził mnie rozstępowo, pomimo dużego przyrostu wagi, rozstępy nie pojawiły się. Gdy już syna powitałam na świecie, kilogramów ubywało z dnia na dzień, ale skóra straciła swą jędrność na dobre. Nie pomagały kremy, żele- cuda ujędrniające. Postanowiłam zacząć się więcej ruszać. Kilometrowe spacery, spinning raz w tygodniu- było ciut lepiej. Dziś po ponad 11 miesiącach od porodu stwierdzam, że skóra już nigdy nie będzie taka sama. Na biuście, brzuchu, pośladkach. Trzeba ją zaakceptować, po prostu. Ale myśląc o kolejnej ciąży boję się znowu tych zmian i tego, że może być jeszcze gorzej.



                                                 
                                

wtorek, 14 lutego 2012

Płeć.

Chciałam córkę. Czułam, że będę mieć córkę. Gdy mówili w pracy, że to na pewno chłopak, bo tak kwitnąco wyglądam i nie zmieniłam się w ciąży, uśmiechałam się tylko, lecz myślałam będzie dziewczynka. Nie zależało mi na sukienkach, falbankach i różu. Z góry ostrzegłam familię i bliskich żadnego różu w żadnej postaci. Koniec. Basta. Zależało mi na relacji. Tej długotrwałej, przez całe życie. Bo z córką to tak jakoś inaczej, niż z synem. Można do kina iść, na zakupy, pogadać, poradzić się. Córka zawsze dzwoni do Mamy, a syn? Przygrucha go jakaś obca baba, nie daj Bóg wredna i zazdrosna. Po USG stwierdzającym płeć wyszłam w szoku. Róża nagle została Tymoteuszem. Kilka dni zajęło mi oswojenie się z tą myślą, a dziś nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Mój kochany, wycałowywany, wyściskiwany, którego nie zamieniłabym na tuzin córek. Maminsynek jak mawia Tata. Wierzę, że kiedyś znajdzie rozsądną żonę i będzie dzwonił do Mamy ;)










sobota, 11 lutego 2012

Jedenaście.

Jedenastego Tymek kończy jedenaście miesięcy. Od skończonego ósmego czas wystrzelił z miejsca, a razem z nim postęp w rozwoju syna. Toż to dopiero pełzał, teraz raczkuje jak szalony, wstaje, wprost przebiega przy meblach, pięknie chodzi za rękę. Lada dzień ruszy sam. Tańczy, przyśpiewuje, przybija „piątkę”, podaje rękę na „cześć”. Uwielbia zabawę w chowanego- rechocze wtedy głośno. Stan zębowy książkowy, sześć zębów na stanie, siódmy (dolna dwójka) wyszedł przedwczoraj. W nocy budzi się raz, rzadko dwa razy, a gdy tylko mleko pochłonie, śpi dalej jak suseł. Uwielbia słowo tata, choć mama i baba też zna. Czyni postępy nocniczkowe, często sygnalizuje kupkę, siusiu robi po spaniu. Lubi wszelakie paski, zamki, sprzączki, wisiorki i ciągnąć za włosy. Reaguje na słowa i dźwięki. Lubi jeść, spać, spacerować, kąpać się. W niczym nie wybrzydza i nie grymasi. Jak mawia jego chrzestna dziecko bezserwisowe. Ot cały Tymek!

Pozostał miesiąc do roczku, zaproszenia rozesłane, przygotowywanie menu trwa.


 

                         

                                         




niedziela, 5 lutego 2012

Samodzielność.

Z radością, ale i przerażeniem obserwuję, że syn mój się usamodzielnia. Na hasło "ubieramy się" SAM wkłada rączki w rękawki, na hasło "myjemy zęby" SAM otwiera buźkę, łapie za szczoteczkę i miętoli ją w buzi imitując mycie, na hasło "dobranoc" SAM trzyma butelkę i pije, a następnie pustą wyrzuca i zamienia na smoka, a gdy zaśnie, wypluwa go. Ale gdy ni z tego ni z owego w trakcie zabawy podchodzi do mnie i łapie się nogawki spodni, wspina po mojej nodze i woła "mamama", tylko po to, by się przytulić, wiem, że będę mu potrzebna. Już zawsze.  





czwartek, 2 lutego 2012

Wspomnienia.

Ciężko zachować wspomnienia. Niby pamiętamy, a jednak.. Już teraz dłuższą chwilę zajmuje mi przypomnienie sobie, kiedy pojawił się synkowy pierwszy ząb czy ile miał miesięcy, gdy zaczął śmiać się w głos. Jego rozwój następuje w tempie błyskawicznym, zmiana goni zmianę i nie sposób wszystkiego spamiętać. Album dziecka to rewelacyjna rzecz. Skrupulatnie wypełniam każdą linijkę, kartkę, wklejam zdjęcia od czasu ciąży. Wpisuję daty i przełomowe wydarzenia. I wiem już, że to pamiątka jakich mało. Gdy syn pojawił się na świecie, Jego Tata otrzymał takowy album o sobie od swojej Mamy, na własność. Gdy pierwszy raz czytaliśmy go razem, spłakałam się ze śmiechu. Teraz stoi dumnie na półce i otwieram go, żeby porównać kiedy były pierwsze zęby, kroki, słowa. Taty i Syna. Warto zachować te wszystkie drobne wspomnienia, choćby na piśmie.