synkowo

synkowo

piątek, 30 maja 2014

Nie do wiary.

Łapię się na tym, że gładzę się po brzuchu. Dziwne to, że można zarzucić nogi na wannę i pomalować paznokcie u stóp. I że nie trzeba iść w nocy do toalety. Założenie butów nie sprawia problemów, a spanie na brzuchu jest wspanialsze, niż kiedykolwiek wcześniej. Można biegać, można! I nosić ciężkie zakupy i wózek z pierwszego piętra. Nie do wiary, że 30 dni temu uciekaliśmy przed deszczem zdeterminowani, by zdążyć uwiecznić ciążowy stan. A teraz od ponad dwóch tygodni budzi mnie cudowny krzyk-krzyk głodu. Otwierają się wielkie granatowe oczy. I ciepło mi się robi na sercu. 



czwartek, 29 maja 2014

Tulaki.

Na bloga pani Małgosi trafiłam przypadkiem, szukając w Internecie haseł nietuzinkowe/oryginalne kocyki dla dzieci. Trafiłam i się zachwyciłam, kilka dni nie mogąc zdecydować się, który wzór wybrać. Gdy już mi się udało, napisałam do właścicielki i tak od słowa do słowa, od maila do maila pani Małgosia została dla mnie Małgosią. Dzieje się tak czasem, że całkiem przypadkiem znajdujemy osobę, której nigdy wcześniej nie spotkaliśmy, a mamy wrażenie, że znamy ją od lat. Tak właśnie było w przypadku Małgosi, która prócz tego, że jest niezwykle utalentowaną osobą, przepięknie szyje i tworzy niesamowite rzeczy: kocyki, czapki, poszewki na poduszki, jest także Mamą dwóch cudownych chłopców: Julka i Bruna. Któż inny, jak nie matka, zrozumie lepiej, czego potrzebuje inna matka. Korespondowałyśmy z Małgosią intensywnie i koniec końców zdecydowałam siępoprosić Małgosię o uszycie: letniego kocyka w kolorze pudrowego różu w kropki dla Poli, podszyty cudowną szarą dresówką, poszewki na poduszki dla Tymka do przedszkola z autkami i zwierzakami leśnymi oraz szarą w kropki dla Poli do wózka. Ku naszemu zachwytowi i radości nie tylko mojej, ale i Tymka, Małgosia obdarowała nas także cudownym kocykiem dla Poli w słonie, który był następny na mojej liście must have, piękną chmurką do kocyka w kropki oraz Superbohaterem dla Tymka, z którego miał ogrom radości. Na pewno na długo pozostanie jego najlepszym przyjacielem-przytulakiem. Ekscytacja, z jaką otwierałam paczkę od Małgosi była ogromna. 







środa, 28 maja 2014

Dwa tygodnie.

Oh, jakże intensywny to dla nas czas. Dziś córka kończy dwa tygodnie. Mąż wrócił od poniedziałku do pracy, a mnie przyszło zostać w domu z dwójką. Tymek znowu smarkająco-kaszlący. Czy ktoś mógłby wydłużyć dobę? Mało, ciągle mało czasu na wszystko. Chciałoby się łapać te wszystkie momenty, Poli nieświadome uśmiechy, Tymka głaskanie jej po małej główce. Zaliczyłam pierwszy samodzielny spacer z dwójką, ze znoszeniem wózka z pierwszego piętra. Wizytę w szpitalu u bliskich mi osób, którzy zostali rodzicami, gdzie jadąc windą myślałam o tym, jak dwa tygodnie wcześniej stałam w niej już ze skurczami. Pomiędzy zmienianiem pieluchy i rozmowami z synem, popełniłam swój pierwszy w życiu jabłecznik, który nieskromnie mówiąc wyszedł pyszny. Wzięłam udział w Dniu Matki u Tymka w przedszkolu, gdzie ledwo mogłam stłumić łzy wzruszenia, patrząc na syna. Jest pięknie, ale niełatwo. Widzę rano w lustrze podkrążone oczy, o 21 zasypiam siedząc. Życie jakby przyspieszyło, nabrało innego tempa. No tak, jestem matką dwójki dzieci.




sobota, 24 maja 2014

Dwoje.

Jak to jest być mamą dwójki? Czy tak, jak myślałam, że będzie? Moje wrażenia od powrotu ze szpitala i zorganizowania się naszej powiększonej rodziny są wciąż takie same- nieustająca wewnętrzna radość. Sprawdziło się to, co niektórzy mówili, odkąd jest w domu niemowlę, syn wydaje mi się dużo większy, jakby jednego dnia urósł i wydoroślał. Jeśli zaś chodzi o odczucia względem niego, zaskoczyły mnie one. Kilkakrotnie złapałam się na tym, że targają mną wyrzuty sumienia, że nie poświęcam jemu wystarczająco czasu i uwagi. Wszak ostatnie miesiące mieliśmy tylko dla siebie, sporo chorował, spędzaliśmy mnóstwo czasu  w domu we dwoje. A teraz karmię, przewijam, sprzątam i gdzieś w międzyczasie znajduję chwilę, by pobyć tylko z Tymkiem. On nadzwyczaj często przychodzi, przytula się, mówi, że mnie kocha, rozmawia z siostrą, bacznie obserwuje, gdy karmię i pyta, cy nalali ci mlecka do bzucha. Popołudniami wychodzi z tatą: na rower, na plac zabaw, na wycieczkę do lasu i wtedy też często nie mogę doczekać się, gdy wróci. Staram się być jeszcze bardziej cierpliwa i uważna, bo choć Tymek nie okazał ani krzty zazdrości o siostrę, wiem, że jeszcze wszystko może się zdarzyć. 




środa, 21 maja 2014

Szpital i powrót.

Nasz pobyt w szpitalu nie trwał długo, ale był wspaniały. Całkiem przypadkiem dostałam salę jednoosobową z własną łazienką. Dzień wcześniej odbyło się sześć porodów, zabrakło miejsc w salach dwuosobowych. Nowy oddział położniczy, oddany do użytku trzy lata temu. Przez te dwa dni miałyśmy z Polą mnóstwo czasu, by się sobą nacieszyć i na siebie napatrzeć. Liczne odwiedziny bliskich sprawiały radość. Ból obkurczającej się macicy zszedł na drugi plan, niemożność wykarmienia córki pierwszej nocy także. Nie było tęsknoty za Tymkiem, gdyż przelał on sporą część swoich uczuć na Tatę. Przychodził, odwiedzał nas, ale już zaraz biegł do domu, by pojeździć na rowerku. Ucieszyłam się, gdy w trzeciej dobie zaproponowali nam wypis. W domu jednak euforia opadła. Rozpakowywanie, pranie, biegająco-krzyczący Tymek, bez przerwy głodna córka. Milion rzeczy do ogarnięcia, a jednak sprawność po porodzie nie ta. Deszcz i zimnica za oknem, dogrzewanie mieszkania. Ciężka pierwsza noc, z dwójką dzieci budzącą się z różnych powodów. Nawał pokarmu, ból przeokropny. Ale minął dzień i kolejny i nauczyliśmy się siebie we czworo. Podzieliliśmy obowiązki. Zorganizowaliśmy się. I dziś, gdy Poleńka kończy tydzień, pojechałam do fryzjera, wyskoczyliśmy z synem do obuwniczego po buty letnie, zaliczyłyśmy prawie 3-godzinny spacer. I gdy rano Tymek przybiega do naszego łóżka i bierzemy Polę i tak leżymy we czworo, patrzę na moje dzieci i czuję się spełniona jak nigdy wcześniej. 



sobota, 17 maja 2014

Narodziny.

Czwarta dziesięć. Druga pobudka do toalety. Razi mnie światło. Otwieram oczy i widzę swoją bieliznę. Wody. To na pewno wody. Mąż puka do drzwi, kolejka. Mówię: I., chyba odeszły mi wody. Już nie śpimy. Ustalamy plan. Trzeba zadzwonić po kogoś, by zajął się synem. Zjeść śniadanie, dopakować torbę zgodnie z listą. Jesteśmy dziwnie spokojni. Ja, bardziej niż I., ale on także jest opanowany. Biorę prysznic, pojawiają się pierwsze skurcze. Nie myliłam się, to na pewno były wody, dziś przywitamy córkę. Szósta dziesięć, jedziemy na porodówkę. Skurcze silne i częste, a w głowie jedna myśl: To już dziś! Rozsyłam smsy przyjaciółkom i najbliższym. Położna przyjmuje nas i trochę nie dowierza, że to już akcja porodowa. 36 tydzień ciąży. Podłącza pod KTG. Skurcze. Badanie na fotelu. Rozwarcie 3 cm, szyjka całkowicie skrócona. Dziś rodzimy. Papiery wypełniam już z ekstremalnie mocnymi skurczami. Chlustają wody. Mąż pomaga przebrać się w koszulę. Z każdym skurczem wód jest więcej. Cała sala pływa. Częste skurcze. Cierpię, ale przecież już wiedziałam jak będzie. Skupiam się na oddychaniu. Słucham radia. Mąż zmienia stacje, żeby tylko nie gadali i żeby on nie gadał. Chcę Snickersa. Muszę zjeść coś słodkiego. Mąż biegnie do automatu, przynosi, jem w trakcie skurczu. Gdy mija, opieram głowę o poduszkę. Cały czas stoję przy łóżku. Nie chcę chodzić, nie chcę siedzieć. Skurcze są takie mocne. Czuję, jak ona schodzi w kanał. Proszę o gaz. Przykro nam, skończył się. Ósma pięćdziesiąt. Wołam położną. Mówię, że ona jest nisko, że czuję. Idziemy na badanie. Przyjemny doktor oznajmia, że widać główkę. Pomaga zejść z fotela, ściska moją dłoń i łagodnym głosem mówi: Za chwilę pani urodzi. Płaczę. Jak to. Już? Jestem szczęśliwa. Wracamy do sali, kładę się na łóżko, zapalają się lampy. Położna dzwoni po ginekologa i pediatrów. Gra muzyka. Panuje spokój, niesamowity. Rodzimy. Sześć parć. Dziewiąta dwadzieścia. Słychać płacz dziecka, jest Pola. Ja też płaczę. Mąż przecina pępowinę, kładą córkę na mnie. Mamy dwie godziny dla siebie. Przystawiam ją do piersi, podziwiamy czarne włosy, małe paluszki. Dopiero później jest ważona. 3300 i 52 cm. 10 punktów. Jest cudowna!


niedziela, 4 maja 2014

Rodzina.

Uwielbiam te nasze wypady we troje, spacery we troje, wakacje we troje. Jesteśmy rodziną i słowo to nabrało głębszego znaczenia, gdy tylko zostaliśmy rodzicami. I wtedy też zaczęło się inaczej patrzeć na własnych rodziców, doceniać bardziej, szanować. Cenić ich pomoc i wparcie. Do rodziców zawsze zwracałam się słowami: Mamusia i Tatuś i do dziś dnia tak pozostało. Syn, odkąd nabył umiejętność biegłego klekotania, także zwraca się do nas w ten sposób. Czasem próbujemy przypomnieć sobie, jak wyglądało nasze życie, nim pojawił się Tymek i zawsze przychodzi nam to z trudem. Jedno jest pewne, było gorsze. Trzy lata temu nabrało nowego wymiaru i wszystkim przyszłym rodzicom mówię to samo: piękne chwilę przed wami. Wspaniałe, niezapomniane, będziecie rodziną.