synkowo

synkowo

sobota, 28 kwietnia 2012

Działka.


Niesamowita odmiana pogodowa wcale mnie nie ucieszyła. No bo jak to? Kozaki stoją jeszcze w przedpokoju, a dziś prawie 27 stopni? Pojawił się problem z ubraniem nie tylko Syna, ale i mnie samej. Dla Tymka czapka z daszkiem okazała się niezbędna, więc skoro świt ruszyliśmy do pobliskiego miasta na jej poszukiwanie. Prawie każdą Syn ściągał, drażniły go, jedynie wiązana leciutka czapeczka z Coccodrillo pozostała na głowie nienaruszona. I tę właśnie zakupiliśmy. No i jeszcze klasyczny daszek z Mayoral, z nadzieją, że wkrótce ściąganie z głowy minie. Całe szczęście, że na stanie mieliśmy już choć jedne krótki spodenki, bo grzanie Syna w długich spodniach w taką pogodę byłoby grubą przesadą. Sandałków postanowiłam nie kupować na gwałtu rety, pojeździmy na spokojnie po sklepach po niedzieli. Ubraliśmy więc domowe kapcioszko-sandałki z Befado. Dla siebie Matka wygrzebała sandały z poprzedniego sezonu i krótkie spodnie. W tych oto letnich outfitach udaliśmy się na działkę do Dziadków. Zamknięci w bloku w 38m2 w taką gorączkę wariujemy. Wypad na działkę jest dla nas wybawieniem. Synko szalał na świeżym powietrzu od 13 do 19, chroniony przed słońcem ile się dało, smarowany kremem praktycznie co godzinę. Jadł piach, zrywał kwiaty, wrzucał kamyczki do beczki, bawił się foremkami i w ganianego z Dziadkiem. Rodzice w tym czasie rozkoszowali się słoneczną pogodą, odpoczywali i nareszcie zjedli pierwszą w tym sezonie dobrze wysmażoną kiełbasę z grilla! Wkrótce działka zostanie wyposażona w piaskownicę i basen, a wtedy wakacje nadchodźcie!! I strzeżcie się Tymka!











piątek, 27 kwietnia 2012

Kosmetyki.


Od pierwszych dni życia Tymek kąpany był w Emolium. Nie korzystaliśmy dodatkowo z oliwek czy balsamów i do dziś dnia co drugą kąpiel Synko zażywa w tej emulsji. Jeśli chodzi o twarz, na początku postawiliśmy na Nivea, jednakże krem na każdą pogodę niestety okazał się uczulać Syna. Po każdorazowym zastosowaniu Tymkowe poliki robiły się rozpalone, okropnie czerwone i pojawiała się wysypka. Będąc sama wątpliwie szczęśliwą posiadaczką skóry atopowej, z alergią na nikiel i kobalt, inwestuję w kosmetyki aptekowe, przebadane dermatologicznie. Dlatego Nivea zamieniliśmy na Emolium krem, którego używaliśmy także zimą. W związku z tym, że Tymkowe niemowlęctwo przypadało na lato, używaliśmy kremu Ziajka, który jako jedyny dostępny był dla dzieciaczków od pierwszych dni życia. Ziajka sprawowała się dobrze, choć krem miał dość gęstą konsystencję, trudną do rozsmarowania. W tym sezonie zainwestowaliśmy w Pharmaceris, sama lubuję się w ich kosmetykach i także tym razem się nie zawiodłam. Wybraliśmy faktor 30, gdy lato będzie w pełni, dokupimy jeszcze 50. Krem jest przede wszystkim bezzapachowy, co dla mnie jest ogromnym plusem. Ma lekką, trochę płynną konsystencję, rewelacyjnie się wchłania. Jest wodoodporny. Syn posmarowany już kilkakrotnie, głównie na twarzy, nie wykazał żadnej reakcji alergicznej.    



niedziela, 22 kwietnia 2012

Wieś.

Życie na wsi rządzi się swoimi prawami, zdecydowanie innymi niż w mieście. Tak jak pisałam we wcześniejszym poście, ja jako dziecko kontakt ze wsią miałam częsty. Syna też staram się tam zabierać, gdy czas pozwala. Sobotę spędziliśmy na powietrzu, pięć godzin szaleństwa Tymka z Kuzynami, rówieśnikiem i rok starszym. Synko jak w hipnozie: rowerek, auto, huśtawka, zjeżdżalnia, trawa, psy i koty. Wybrudził się, ile wlazło, spodni Matka już nie dopierze, ale warte były jego radości. Odmówił zjedzenia dwóch posiłków, wyrywał się i biegł jak opętany do kolejnej zabawki. Zgłodniał dopiero wieczorem, gdy wróciliśmy do domu. Wieś dla dzieci to wolność, frajda i swoboda jakiej brak mieszkając w bloku.  Choć jestem mieszczuchem, z myślą o dzieciach chętnie zamieszkałabym na wsi, mały domek z tarasem- marzenie.






piątek, 20 kwietnia 2012

Letnio.


W oczekiwaniu na lato zbieramy garderobę na ciepłe dni. Wzbogaciliśmy się o trzy nowe T-shirty, tym samym w swej kolekcji mamy osiemnaście i na tym na razie poprzestaniemy. Dwa z nich to prezenty, motocyklowa oryginalna koszulka Ducati, tak na zachętę, co by Syn się wprawiał, nim ruszy w ślady Taty oraz Smykowa hipciowa, z chowającym się ozorem. Na pomarańczówkę z Reserved czaiłam się, odkąd pojawiła się na stronie i jest nareszcie zakupiona. Tym razem polujemy na krótkie spodenki, udało mi się nabyć jedną fajną sztukę z H&M i wciąż szukam czegoś godnego zakupu. Największy jednak problem będzie z czapą z daszkiem. Przede wszystkim muszę targać do sklepu Syna, czego nie czynię często, przymierzać, kombinować, a jak już czapa mi się podoba, to on nie wygląda w niej korzystnie lub rozmiar nie ten. Podejmiemy jeszcze jakąś próbę, gdy się diametralnie ociepli. Żałuję, że Tescowe daszkowce z zeszłego sezonu są już zbyt małe, bo były naprawdę świetne.

 


          




       


czwartek, 19 kwietnia 2012

Zdrowo.

Post ten zrodził się w mojej głowie pod wpływem ostatnich obserwacji przedszkolnych. W zeszłym tygodniu mając lekcję w pięciolatkach trafiłam jeszcze na ich śniadanko. Są to dzieciaki z przedszkola, które jest nieodpłatne, więc rodzice muszą zapewnić im posiłek. Na 20 osób żadne nie miało kanapek z pieczywem wieloziarnistym, lecz biały chleb/bułki/rogale zwykle z margaryną, serem żółtym, dżemem lub nutellą. Do picia obowiązkowo słodki sok/ Kubuś play/zimna herbata z cukrem. ŻADNE z dzieci nie piło wody. Ku memu przerażeniu ŻADNE z dzieci nie miało też owoców jako przekąskę, a czekoladowe kanapki lub ciastka. W czasach, gdy tyle trąbi się o zdrowym żywieniu dzieci, ja odnoszę wrażenie, że jest ono rzadkością. Być może mój Syn będzie odmieńcem, gdyż nigdy nie skosztuje parówek czy Danonków. Ale wiem, jak ważne jest wyrobienie zdrowych nawyków u dziecka, gdyż ja u siebie wyrobiłam je dopiero kilka lat temu i jest mi z nimi o niebo lżej. Staram się, by Tymek jadł pieczywo wieloziarniste. Razem z nami wcina też tylko makaron z pełnego ziarna. Coraz częściej serwuję jemu kaszę jęczmienną. Obowiązkowo raz w tygodniu jest ryba na parze z dodatkiem ziół. Po zasięgnięciu opinii fachowców kupujemy solę. Gdy nie mamy możliwości przygotowania rybki, Synko je danie rybne z Bobovity w postaci dorsza. Warzywa są codziennym dodatkiem do mięska, przygotowywane na parze, świeże lub mrożone. Jogurty tylko naturalne, na bazie jogurtu Zott, z dodatkiem owoców. Blendujemy i Synko zajada się, że hej. Do picia woda Żywiec Zdrój, nieprzegotowana. Z przekąsek do rączki Chrupaczki Bobovity lub ich odpowiednik z Rossmana lub ciasteczka Hipp, gdyż te pierwsze nie zawierają soli, a drugie cukru. Nie kupujemy chrupków kukurydzianych, gdyż są solone. Syn uwielbia też kanapki z serem żółtym, twarożkiem czy parzoną piersią z indyka. Z chęcią je jajecznicę na parze. O owoce dopomina się sam, pomimo że zjada raz dziennie deserek ze słoika, w trakcie dnia dostaje jeszcze kawałek jabłka, gruszki czy banana. Fakt, że Tymko jest egzemplarzem wszystkożernym oczywiście ułatwia mi jego żywienie, uważam jednak, że nawet przy bardziej wybrednych dzieciach można tak zbilansować posiłki, aby były i bardzo zdrowe i smaczne.  








środa, 18 kwietnia 2012

Upadek.

Od dziś moje przekonanie o tym, że łóżeczko jest bezpiecznym miejscem zostaje obalone. Synko szykując się do pierwszej drzemki porannej, przewalał się w łóżeczku. Zwykle w ten sposób zasypia, pozostawiony sam, przytula się do miśków, bawi się pieluchą i po kilku minutach śpi. W tym czasie ja przygotowywałam się do pracy i nagle usłyszałam potężny huk. To dziwne, ale od razu wiedziałam, że Syn wypadł z łóżeczka! Zerwałam się do jego pokoju, szybko podniosłam go z podłogi i przytuliłam. To były sekundy, nie pamiętam nawet jak dokładnie leżał. Był przerażony, niemniej niż ja, zaniósł się płaczem, uspokajałam go i cały czas mówiłam do niego, by złapał oddech. Przestał płakać po dobrych kilku minutach, wtedy obejrzałam go dokładnie. Wielki guz rósł na czole, pokrywał go siniak. Zadzwoniłam do pediatry i pojechaliśmy na badanie. Dokładnie obejrzany, osłuchany, Tymek wyszedł z upadku obronną ręką. Nie wymiotował, nie był ospały, ładnie jadł i bawił się. Pediatra przyznała, że Tymko jest nad wiek wysoki. Dorównuje wzrostem dwulatkom. Najprawdopodobniej chciał coś sięgnąć i zbyt mocno się przechylił, ciężar ciała przeważył i dlatego Synko wypadł. Automatycznie wyjęliśmy szczebelki od łóżeczka, jednakże i to okazało się niefortunnym rozwiązaniem. Tymek ma problem z wpasowaniem się w wyjście, jedna noga czasem klinuje się obok w szczebelkach. Będziemy musieli inaczej zadbać o bezpieczeństwo łóżeczkowe, podkładać koce, czy poduszki, dopóki nie będzie bardziej świadomy. Ale co się najadłam od rana strachu, to moje.



wtorek, 17 kwietnia 2012

Tęsknota.

Ostatnimi dniami przyszło nam zostać z Synem tylko we dwoje. Tata wyruszył na Kaszuby motocyklem, w czterodniową podróż. Wieczorami zasypiałam przy włączonym telewizorze, ze strachu przed sama nie wiem czym: ciemnością, złodziejami, pustym mieszkaniem? Ku memu zdziwieniu, Syn też nie spał najlepiej, przebudzał się i płakał przez sen. Przez te cztery dni doceniłam, ile znaczy dodatkowa para rąk. Zmęczenie brało górę, kąpiel w pojedynkę była nagle wyzwaniem. Tata nareszcie wrócił, Synko powitał go bez większego entuzjazmu. Jednakże wieczorem, jeszcze przed kąpielą, przy wspólnych dywanowych zabawach Tymek podchodził do Taty i przytulał się, sam z siebie, kilkakrotnie. Przeuroczy widok. Najwyraźniej nie tylko ja tęskniłam.







niedziela, 15 kwietnia 2012

Poród rodzinny.

Od początku ciąży wiedziałam, że nie chcę rodzić z I. On też nie chciał. Obawiałam się wspólnego porodu. Nie chciałam by widział to wszystko, o czym opowiadali w szkole rodzenia. Owszem, uczęszczaliśmy na zajęcia, ale po szczegółowych opowieściach położnej o odpadnięciu czopa, biegunce, krwi i nacinaniu I. robił się blady, ja zresztą też. Dlatego, gdy była lekcja z partnerami do porodu, poszłam z jedną z mych przyjaciółek, która planowo miała być ze mną przy wydawaniu na świat Syna. Na zajęciach leżąc za mną i ledwo obejmując mój ogromny brzuchol K. prawie spłakała się do łez, gdy położna kazała zamknąć oczy i wyobrazić sobie nasze wspólne dziecko. Ja też dosłownie dusiłam się ze śmiechu i w żaden sposób nie mogłam go opanować. Być może reszta uczestników uznała nas za mało dojrzałe, ale ta sytuacja była naprawdę komiczna. Tymko zdecydował jednak, że Tata ma być przy porodzie i basta, bo pchając się na ten świat o miesiąc wcześniej, postawił go przed faktem dokonanym. Do K. zdążyłam napisać po odejściu wód tylko jedno słowo: Rodzę. Wspaniałomyślnie, nie mniej zestresowana niż ja, urwała się z pracy i wsiadła w auto i jechała z Wrocławia, wyzywając po drodze każdego możliwego kierowcę, który podróżował niewystarczająco szybko. W ponad dwie godziny pokonała trasę prawie 180 km i stanęła przed drzwiami porodówki niedługo przed tym, gdy Tymoteusz zapragnął nareszcie zejść w kanał i się narodzić. Przez cały poród I. był ze mną, blady, oblany potem, pocieszał mnie, dopingował, gdy płakałam i jęczałam, że nie chcę rodzić, że nie dam rady i że boli. Próbował masować, co drażniło mnie okropnie, podał Grześka, gdy zgłodniałam, pozwalał wieszać się na swojej szyi i ściskać za ręce. Był i ani przez chwilę nie żałowałam, widok Ojca, który widzi swoje nowonarodzone dziecko i przecina pępowinę jest niepowtarzalny i wyjątkowy. I jest coś jeszcze. Ogromny szacunek do kobiety i wdzięczność jej mężczyzny. Wdzięczność, za wydanie w ogromnym cierpieniu jego potomka na świat. Nie zapomnę sms-a, którego I. napisał mi jeszcze tego samego dnia: Mała, po tym czego dziś dokonałaś, nie ma już dla ciebie rzeczy niemożliwych.  




sobota, 14 kwietnia 2012

Zabawki.

Pomimo, iż WCALE nie kupowaliśmy Synowi zabawek, nazbierały się ich już trzy pudła! Jest to problematyczne, bo po pierwsze zajmują mnóstwo miejsca w naszym małym mieszkaniu, po drugie Syn ko przytłoczony ich ilością, nie wie czym się bawić, więc trzeba je Jemu  umiejętnie dawkować, po trzecie ku naszemu przerażeniu ich ilość wciąż wzrasta. Kilka dni temu poprosiłam Tatę Tymka by wymienił Jego trzy ulubione zabawki. I tak oto pierwsze miejsce zajęły paski. Paski od szlafroka, koszuli, spodni, bluzki- nieistotne jakie, oby były długie i ciągnące się po podłodze. Na drugim miejscu uplasowały się naczynia z łyżkami, czy to drewniane, czy plastikowe to bez znaczenia, ważne, by można było mieszać i mieszać... Syn potrafi bawić się nimi sam dosłownie godzinami. Trzecie miejsce zajęły auta, najlepiej takie z mocno kręcącymi się kołami, wtedy paluszki idą w ruch i okręcanie kółeczkami niesamowicie zajmuje Syna, choć i jeżdżenie autami z obowiązkowym dodatkiem "brrrrr" też sprawia Jemu niezłą frajdę! I gdzie w tym wszystkim grające, śpiewające, świecące, kolorowe zabawki, których mamy już trzy pudła?





czwartek, 12 kwietnia 2012

Wcześniak.

Dwunastego kwietnia zeszłego roku miał urodzić się nasz Syn. W urodziny mego brata. Wraz z przyjaciółką liczyłyśmy na to, że zechce wyjść na świat kilka dni wcześniej, szóstego, w nasze urodziny. Urodziłyśmy się tego samego dnia, tego samego roku, w tym samym szpitalu. Tymek przechytrzył nas wszystkich. Jedenastego marca nieświadoma zbliżającego się porodu pojechałam z I. do szpitala, z lekkimi bólami. Wróciłam tydzień później, już z Synem. Tymek był nietuzinkowym wcześniakiem, bo choć urodzonym miesiąc przed terminem w 35tc. ważył 3.000 kg i mierzył 52cm. Dostał 10 punktów w skali Apgar. Poród był kompletnym zaskoczeniem, nie byłam na niego przygotowana, nawet jeszcze o nim nie myślałam. Rodziłam 5 godzin i 40 minut, więc dość sprawnie Tymko pojawił się po drugiej stronie brzucha. Teraz, myśląc o kolejnym dziecku zastanawiam się jak to będzie, czy dotrwam do wyznaczonego terminu. Wiem jedno- torbę do szpitala spakuję dwa miesiące wcześniej!





środa, 11 kwietnia 2012

Chodzenie.

Jeszcze przed rokiem Syn postawił swoje pierwsze samodzielne kroki, a na chwilę obecną kończąc dziś trzynaście miesięcy chodzi już bardzo pewnie i jeszcze bardziej chętnie. Nie spełniły się czarne scenariusze dobrze życzących, którzy ostrzegali, że jak Syn zacznie chodzić, to dopiero będzie. Oj, będzie! Same problemy, wszędzie wlezie, wszystko zrzuci i sam dla siebie będzie zagrożeniem. Jest wręcz przeciwnie. Odkąd Tymek swymi małymi stópkami przemierza kilometry w ciągu dnia, zagrożenie zniknęło. Nie wywraca się tyle, co przedtem, wcale nie kusi Go, aby ściągać z szafek więcej niż wcześniej. Wciąż testujemy nie wolno, które zdaje się przynosić coraz więcej rezultatów. Od początku postanowiliśmy nie chować przedmiotów, które Tymko potencjalnie mógłby brać, lecz zabraniać Jemu ich ruszać. Konsekwencja całej rodziny bardzo pomaga. Szafek czy szuflad też nie otwiera. Najtrudniejszym do wykorzenienia złym nawykiem jest wciskanie przycisków na sprzęcie grającym, zmywarce czy pralce, ale nad tym wciąż pracujemy!



poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Wielkanoc.

Wielkanocnie spędziliśmy czas bardzo rodzinnie, odpoczywając, świętując, objadając się i ciesząc własnym towarzystwem. Bardzo lubię święta i nasze rodziny. Czas podzieliliśmy po połowie. Atmosfera była rewelacyjna, a Tymko w siódmym niebie, że mógł bawić się całymi dniami i szaleć u Dziadków jednych i drugich. Prezenty od Zająca odnaleźliśmy, choć Dziadek aż za bardzo się postarał, by je ukryć. Pięć osób uczestniczyło w poszukiwaniach. Synko został nabywcą: zestawu kuchennego (w związku z zamiłowaniem kulinarnym, wprost uwielbia bawić się garnuszkiem/kubeczkiem/miseczką mieszając w nich łyżką), dwóch książek oraz klocków Lego Duplo. Prawdziwym hitem okazał się jednak Lany Poniedziałek, podczas którego Syn oblewał nas i siebie małą psikawką zaśmiewając się przy tym do łez i rechocząc tak głośno, że pewnie cały blok go słyszał.














piątek, 6 kwietnia 2012

Kuzyni.

Biorąc pod uwagę fakt, że moja Mama ma ośmioro rodzeństwa, kuzynów i kuzynek nigdy mi nie brakowało. Swoje dzieciństwo kojarzę z rodzinną wsią mej Mamy, bo choć mieszkaliśmy w mieście, spędzaliśmy tam często wakacje i weekendy. W mojej głowie pozostaje mnóstwo wspaniałych obrazów z tamtego okresu. Zabawy w ogromnej żwirowni, bawienie się w chowanego w stodołach, dojenie krów, robienie wianków ze stokrotek. Bieganie po łące, tworzenie labiryntów w wysokich trawach poprzez ich ugniatanie. Smak malin zrywanych z krzaków, głaskanie i ganianie małych kotków i psa Tinę bez jednego oka. Granie w gumę przed domem i smażenie placków z ciasta na piecu kaflowym. Wspomnienia beztroskie, wspaniałe, z kuzynami i kuzynkami w tle. Chciałabym, by Syn mój mógł mieć takie wspomnienia. Ale czy jest to możliwe we świecie wszechogarniających komputerów, gier i miliona zabawek? Mam wielką nadzieję, że tak. Że uda nam się uwrażliwić Go na piękno natury. Że będzie lubił spędzać czas na powietrzu. I że posiadanie kuzynów przyniesie mu wiele korzyści. Synko ma już trzech kuzynów w pierwszej linii, bo w tej dalszej to ciężko będzie zliczyć. Głowimy się, jak to będzie za rok czy dwa, gdy wparują do ogrodu Dziadków. Mikołaj, dwa lata starszy oraz Franek i Jaś, rok młodsi. Nawiązując do Wielkanocy, chciałabym, aby podobnie jak ja i mój brat w naszym dzieciństwie i Oni mieli frajdę z szukania prezentów pozostawionych przez Zająca w ogrodzie. Zając prezenty już przygotował, czeka tylko na odpowiedni moment, by je podrzucić.








czwartek, 5 kwietnia 2012

Żywienie.

Synko zaczyna dopominać się o jedzenie. Jak dotąd nie mieliśmy najmniejszego problemu w tej kwestii. Syn jest dosłownie wszystkożerny. Od początku nie wybrzydzał, jadł zarówno słoikowe dania, jak i te przygotowywane w domu. Nigdy nie pluł, nie płakał, nie marudził. Jeśli nie miał apetytu, na przykład przy ząbkowaniu, zasłaniał ręką buzię i nie jadł, dostawał później, gdy zgłodniał. Mając porównanie z trzyletnim bratankiem, który jest ekstremalnym niejadkiem, uznałam to za ogromne szczęście. Od momentu, gdy odstawiłam Tymka od piersi, w ósmym miesiącu życia, ustaliłam Jemu godziny posiłków i wstępne menu. Założenia były takie: stałe godziny jedzenie/ stała liczba dań/ zero słodyczy/jak najmniej soli/ zero słodkich napojów/ do picia TYLKO woda. Od miesiąca Tymko dostaje jedzenie w malutkich kawałkach, na przykład kopytka, ziemniaki, jabłko, gruszkę i banana i gryzie je sam. Na początku opornie szło Jemu przeżuwanie, teraz z 10 zębowym wyposażeniem w buzi radzi sobie po mistrzowsku. Nie jestem zwolenniczką trzymania się ściśle tabel żywienia, od kilku tygodni Syn próbuje dań z dorosłego stołu, fakt, staramy się , by były mało słone lub nie solimy, dopóki nie odłożymy porcyjki dla Niego. Prawda jest taka, że prędzej czy później będzie jadł to co my. Synko rozwija się coraz szybciej, biega, spala, rośnie i stąd Jego coraz większe zapotrzebowanie na pożywienie. Ostatnio potrafi kilkakrotnie w ciągu dnia dopomnieć się o jedzenie! Wchodzi do kuchni, wskazuje palcem na blat i głośno krzyczy "Aaaaammm"! Dostaje wtedy extra owoca i przyspieszamy kolejny posiłek. Dziś na przykład jadł pomarańczkę. Test cytrusowy przeszedł pozytywnie już parę miesięcy temu, próbując soków ze świeżo wyciskanych owoców u Dziadków. W kwestii żywienia uważam, że to od nas rodziców zależy, jakie dziecko wyniesie nawyki. Myślę, że sporo z nas sądzi, że podając dziecku coś słodkiego, czy super fajny napój z piękną etykietą lub też pięknie wysmażone frytki sprawiamy Jemu ogromną przyjemność i będzie przez to szczęśliwsze. Lub chcemy zrekompensować (tak naprawdę sobie) fakt, że my tego kiedyś nie mieliśmy. I tu zaczyna się błędne koło, bo dzieci są już tak skonstruowane, że czego raz spróbują, to chcą więcej i więcej...



wtorek, 3 kwietnia 2012

Niania.

Od mojego powrotu do pracy minęło juz pół roku. Wracając, nie czułam ani żalu, ani strachu. Spędziliśmy razem prawie siedem cudownych miesięcy. Chciałam już wrócić do ludzi, do szkoły, choć nie brakowało mi towarzystwa na urlopie macierzyńskim. Wiedziałam też, że Tymek zostanie z Babcią i to na pewno było też składową mego stoickiego spokoju. Nie jestem z tych matek dzwoniących, sprawdzających, pytających czy martwiących się. Oj, daleko mi do nich. Od pierwszych dni życia Tymka nie miałam nic przeciwko, gdy zostawał z nim ktoś z rodziny, jeździłam na zakupy, z Tatą do kina, wychodziłam na kawę z koleżankami. Wszystko to bez Syna. Karmiąc piersią, siłą rzeczy i tak sporo czasu spędzałam przy dziecku, ale potrzebowałam przestrzeni, czasu tylko dla siebie lub dla przyjaciół, znajomych. Czas, który Tymek spędzał z Babcią był świetnie zagospodarowany. Spacer, wspólna zabawa, czytanie. Syn zawsze szczęśliwy żegnał mnie i witał po powrocie z pracy. Czarne chmury zawisły nad nami, gdy Babcia w niespełna rok po narodzinach Tymka dorobiła się dwóch kolejnych wnuków i to za jednym zamachem. Logicznym było, że będzie chciała pojechać pomóc córce, bo bliźniaki to już nie przelewki. Trzeba było znaleźć nianię, na dwa tygodnie, osobę choć trochę zaufaną i mającą doświadczenie z dziećmi. Kuzynka Babci, pilnująca własnych wnuków w Niemczech zgodziła się na dwa tygodnie zająć Tymkiem. I wtedy pierwszy raz pojawił się we mnie stres.  W końcu to obca osoba, która nie zna mojego dziecka, nie wie jakie ma potrzeby, jak się zachowuje, gdy jest zmęczone czy głodne. Jak się okazało, stres był w pewnym sensie uzasadniony bo pomimo, że niania radziła sobie świetnie, Syn od pierwszego dnia wpadał w histerię, gdy tylko zbliżałam się do przedpokoju w celu ubrania butów. Serce się krajało, łapałam za kurtkę i wychodziłam. Pierwsze dni stał przy drzwiach i płakał, długo płakał. Później było ciut lepiej, ale po weekendzie niania musiała dosłownie wyrwać mi Tymka z rąk. Wtedy też doceniłam, jak dobrze jest mieć Babcię, rodzinę, osobę, która zna twoje dziecko na wylot i z którą ono czuje się bezpiecznie. Babcia wróciła, Tymek powitał ją uśmiechem, a gdy wychodziłam do pracy pomachał mi radośnie i dał buziaka na do widzenia.





poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Nabytki.

Wraz z nowym miesiącem i nową wypłatą przyszły matce nowe pomysły na wyposażenie Synkowej szafy. Trampki, na które czaiłam się bardzo długo są już w drodze, dziś dotarły koszulki z Endo, a te Nextowe też już wysłane. A że miejsca w szafie brak, że co dwa tygodnie pakujemy siaty za małych ubrań. Oj tam. Syna ubierać to przyjemność taka, że oprzeć się kolejnym zakupom nie mogę. Na razie nie wybrzydza, więc korzystam!