synkowo

synkowo

sobota, 27 grudnia 2014

Te święta.

Straciłam wiarę w to, że te święta będą udane po synowym zapaleniu płuc i córkowym zapaleniu ucha. Wszystko na kilka dni przed Wigilią. Oboje kaszląco-smarkający. Bo czy można się cieszyć, permanentnie się martwiąc? A jednak, pomimo tych kłód rzucanych nam pod nogi na sam koniec roku, święta nasze były spokojne, radosne, udane. Były rodzinne i smaczne bardzo. Tymek przeżywał przyjście Gwiazdora, jak i fakt, że przyniósł on dokładnie te prezenty, o które prosił. Wielka to była radość. I zabawa do godzin nocnych. 








niedziela, 21 grudnia 2014

Niech już się skończy.

Piękny to był rok. Jego pierwszą połowę chodziłam w ciąży i z wielką radością czekałam na Polę, drugą zaś cieszyłam się czasem spędzonym z dziećmi u boku. Niestety, był to także rok niełatwy chorobowo. Tymek chorował sporo, o czym już wcześniej pisałam. Okazuje się też, że przyczyną mogły nie być owsiki, a glista!, której mamy nadzieję, że się już pozbyliśmy. Nigdy nie wpadłabym na to, że glista też może powodować swędzenie, które łączyłam tylko z owsikami! Ale.. W trakcie kuracji antypasożytniczej nasiliły się objawy, które glista powodowała. Synowi puchły dłonie, dostawał pokrzywki. Dwa dni temu mieliśmy też nieprzespaną noc z powodu bólu brzucha. Tymek zaczął kaszleć. Nie powiązałabym bólu brzucha z zapaleniem płuc. Teraz wiem, że to jeden z objawów. W sobotę rano jechaliśmy już do lekarza, diagnoza: odoskrzelowe zapalenie płuc. Stan dziecka bardzo kiepski. Płytkie oddechy, kołatanie serca, świsty. Skierowanie do szpitala zabraliśmy do domu, ale lekarka z niemałym doświadczeniem (niegdyś leczyła mnie jako dziecko!) zaleciła, byśmy natychmiast zrobili inhalacje z przepisanych leków i poinformowali telefonicznie, czy jest choć trochę lepiej. Według mnie było. Czekaliśmy zatem jeszcze do wieczora, przez 20.00 jechaliśmy na kolejną wizytę. Była poprawa. Nie musieliśmy jechać do szpitala. Jesteśmy w domu. Z synowym zapaleniem płuc. Trzy dni przed świętami. Martwię się jak diabli, inhaluję, pilnuję, by jak najwięcej leżał, brał leki. Obserwuję i kciuki trzymam, by święta były już zdrowe. By ten rok już się skończył, a nowy przyniósł nam przede wszystkim dużo zdrowia. Nic więcej nam nie potrzeba.





niedziela, 14 grudnia 2014

Siedem.

Widzę, jak czas płynie i przestaje mnie to zadziwiać. Ale wydaje mi się to absolutnie niemożliwe, że za pięć miesięcy świętować będziemy Polkowy roczek! Córka ma powoli zaczyna się robić mobilna, pełza, głównie w tył i obraca się wokół własnej osi. Potrafi się turlać, co też chętnie czyni. Po sześciu miesiącach picia tylko maminego mleka, wprowadzamy stałe pokarmy. Opornie szło Poli polubienie innych smaków, zaczyna się jednak przekonywać. W przeciągu czterech dni córka stała się posiadaczką dwóch zębów. Wyszły praktycznie niezauważalnie. Co ciekawe, dostała je w tym samym czasie, co Tymek, na 6,5 miesiąca. Nadal jest dzieckiem arcy-spokojnym, lubiącym pospać, uwielbiającym towarzystwo, śpiewy, rozmowy, spacery. I tak sobie myślę, że chyba nic nie jest w stanie zmniejszyć mej radości z jej dorastania. Z obserwowania tych wszystkich zmian. Wszystko z dużo większą dozą cierpliwości, świadomości, uciechy niż przy pierwszym dziecku. 





wtorek, 2 grudnia 2014

300 i nasz kalendarz.

Ostatni post był postem trzechsetnym. Kilkakrotnie sprawdzałam, czy aby mnie wzrok nie mylił. Ale nie mylił. Lubię swojego bloga, lubię pisać, a jeszcze bardziej lubię fakt, że dzięki blogowi poznałam tyle wspaniałych kobiet-matek i choć z żadną z nich nie dane mi było (jeszcze!) się spotkać, sam fakt zawarcia tak ciekawych znajomości cieszy. Dla tych, którzy nas czytają wkrótce przygotuję konkurs. 
Tymczasem staliśmy się posiadaczami pierwszego kalendarza adwentowego. Nie zrobiłam go samodzielnie, gdyż mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o prace plastyczne. Bardzo lewe. Ubolewam. Za to kilka dni pracowałam nad zadaniami, część podkradłam od Olgi i zizi, część wymyśliłam sama. W kalendarzu znajdują się tez drobiazgi: dziurkacze dla dzieci, naklejki, tatuaże. Tymek nie może jeść słodyczy, więc zadanie miałam utrudnione. Pierwszego dnia pisaliśmy list do św. Mikołaja. Syn dyktował, ja pisałam, Mąż ilustrował, Tymek kolorował. Najbardziej podobał mi się fragment: W tym loku byłem tlochę gzecny...Gdy tylko przystąpiliśmy do zadania, zatroskany Tymek powiedział: Ale dla Poli tes musimy napisać! No kochany brat, kochany!