Te wakacje są inne niż wszystkie, na pełnych obrotach. Zbudzona Synowym wołaniem w nocy, nie mogę już zasnąć myśląc: jaka szafa, jaki klop, jakie ściany, jaki narożnik. Budzę się i szperam po internetowych sklepach w poszukiwaniu tych wymyślonych kafli, kursuję małe miasto-duże miasto, żeby oglądać. Nabieram coraz większych wyrzutów sumienia, że nie poświęcam czasu Synowi. Ale jak to wszystko pogodzić? Decyzje związane z wyborem kolorów i aranżacji Mężu pozostawił mnie, co szczerze mówiąc cieszy mnie bardzo, bo nie zawsze lubię kompromisy. Zastrzegł tylko, że będzie miał w salonie fotel, wielki, skórzany, wygodny, jego. W którym będzie czytał książki i słuchał muzyki. A reszta? Resztę widzę w szarościach, wzięło mnie na szary. Będzie więc szaro-biała kuchnia i szaro-czerwona łazienka. Tymko stanie się posiadaczem miętowo-czerwonego pokoju, choć wciąż szukam idealnej mięty. Po ostatniej półtoragodzinnej wizycie z Synem na polu bitwy, wynudzony Tymek oznajmił: Nie lubiem mieskanka! Ale co tu się dziwić, jak dziecko tak się wynudziło, że znalazło sobie zabawę w postaci przerzucania małych resztek gruzu klamerką.
Nasza przyszła szaro-czerwona łazienka ;)